Книга: Kabaret metafizyczny
Manuela Gretkowska
Kabaret metafizyczny
Warszawa 1999
_________________
* A teraz… Striptizerka wysupłała z tasiemki cekinów żylaste piersi pokażę państwu korzeń, a nawet ogon… zła. Odwróciła się i zaczęła zsuwać czarne, błyszczšce majtki.
Publicznoć małej salki Kabaretu Metafizycznego znieruchomiała wpatrzona w scenę. Ucichła muzyka, przygaszono wiatła. Perkusista przestał wybijać rytm i też zapatrzył się w czerwony kršg wiatła wydobywajšcy z ciemnoci sceny pupę artystki. Spomiędzy jej poladków wymsknšł się wšski, zakończony wiechciem krótkich włosów, ogonek. Zaczynał się wiotkš chrzšstkš u nasady kręgosłupa i przypominał wydłużony palec niepewnie obmacujšcy otaczajšce go kršgłoci. Poruszany był rytmicznymi skurczami pupy, aż znalazł wejcie do odbytu*. Wyprężony wepchnšł się w czeluć między poladkami. Striptizerka opadła na kolana, wsparta rękoma o zakurzonš podłogę kołysała biodrami. Perkusista ocknšł się z zapatrzenia i gwałtownymi uderzeniami w bęben wtórował konwulsyjnym ruchom gwałconej przez własny ogon artystki. Jęknšł akordeon, zapaliły się wiatła. Na scenę wbiegł konferansjer. Przekrzykujšc spazmatyczne krzyki gwałconej, zapowiedział atrakcję następnego wieczoru: Mesdames, Messieurs, zapraszamy na jutrzejszy spektakl. Występować będzie słynna Beba Mazeppo, kobieta o dwóch łechtaczkach, dzięki której zobaczš państwo i usłyszš orgazm stereo!
_________________
* Wejcie do odbytu, do labiryntu wnętrza ciała. Czym innym, jak nie miejscem inicjacji, jest nagie ciało. Błšdzimy po nim rękoma, szukajšc rozkoszy, aż trafimy na wejcie labiryntu obiecujšce wtajemniczenie w kogo, w miłoć. Labirynt katedry w Chartres ma zaledwie jedno wejcie, na więcej nie było prawdopodobnie stać teologów redniowiecza. W plan katedry można wrysować człowieka o rozpostartych ramionach. Ta postać ludzka jest mężczyznš. Mężczyzna ma jedno wejcie do labiryntu anus. Kobietę, obdarzonš anusem i vaginš, symbolizuje labirynt o dwu wejciach, rzadko kiedy rysowany na posadzkach redniowiecznych katedr. Wtajemniczeni w misteria gnostyczne woleli postępować męskš drogš inicjacji, zwanš drogš ognia, słonecznego Apolla. Kobieca droga droga wody, była krótsza, ale wymagała od inicjowanego szczególnych predyspozycji; łatwoci popadania w szał dionizyjski lub po prostu stany histeryczne.
Zasznurowany zwieraczem anus jest drogš dla cnotliwych, wystrzegajšcych się liskoci vaginy.
redniowieczni alchemicy szukajšcy złota, a więc słońca będšcego we władzy Apollina, zalecali oczycić i wysuszyć materię brutta, od której zaczynano przemianę alchemicznš. Oczyszczona materia bez skazy, dziewicza substancja mogła posłużyć do inicjacyjnego dzieła alchemicznego. redniowieczny kult dziewictwa miał swój poczštek w alchemicznych poszukiwaniach dziewiczej materii. Dziewica, której inicjacyjnš drogę vaginy zamykał hymen, mogła stać się przewodniczkš trudnej wędrówki poprzez labirynt anusa. Używanie do ezoterycznych inicjacji kobiet miało swoje uzasadnienie w alchemicznej symbolice opisujšcej zespolenie tego, co męskie (Słońce, ogień), z tym, co żeńskie (Księżyc, woda). A wszystko to dla uzyskania androgynicznej pełni.
Beatrycze, jedna z najsłynniejszych dziewic redniowiecza, prowadziła Dantego po kręgach piekła, czyćca, nieba. Wiodła go po labiryntach zawiatów. Dante podšżał za Beatrycze, patrzšc na jej wietlisty anus, janiejšcy ponętnie spod powłóczystych szat obietnicš spełnienia alchemicznych receptur androgynicznoci.
Aluzje, symbole, szyfry zamykały inicjacyjnš drogę profanom, przede wszystkim obrońcom wiary chrzecijańskiej uznajšcym alchemiczne przepisy za dowody na żywotnoć herezji*. Jeli heretyk wszedł na ognistš drogę inicjacji, niech zagubi się w płomieniach stosu, tak jak ostatni mistrz zakonu templariuszy. Obrzędy zaprzysiężenia templariuszy polegać miały na oddaniu czci głowie Bafometa, podeptaniu krzyża i ucałowaniu mistrza w bratersko wypięty anus.
Czarownice całowały swego kochanka diabła pod ogon. Wieki przeladowań, tortur za znalezienie pokrętnej drogi zbawienia, do której wejcie wyglšda, jakby zafastrygowano je pospiesznie w obawie przed cisnšcym się zewszšd tłumem chętnych. Potępienie, udręka, wstyd za skłonnoć do dziecinnie pucołowatej pupki.
_________________
* Jestem heretykiem miłoci, moje łzy płonš do ciebie wyrecytował z serwetki zakochany w Bebie Mazeppo niemiecki student III roku sorbońskiej germanistyki. Poplamionš wierszem serwetkš wytarł autentycznš łzę spływajšcš mu z zakochanego oka. Beba, brzydzšca się wszelkich ludzkich wydzielin, dla pewnoci przetarła puszkiem waty garderobiane lustro w miejscu, gdzie spływało po nim odbicie łzy. Nie przerywajšc doklejania sztucznych rzęs, wskazała studentowi pędzelkiem krzesło obok siebie.
Niech pan siada i nie opowiada bzdur.
Student usiadł na brzegu krzesła, nie miać spojrzeć na dotykajšcš go obnażonym ramieniem Bebę. Patrzył na jej twarz w lustrze.
Kocham paniš, jest pani jedynš kobietš, która mnie zrozumie. Jest pani niezwykła. Poprawnoć francuskiej wymowy Wolfganga zdradzała jego cudzoziemskoć.
Poeta z pana, no nie? obsypała się różowym pudrem.
Bez pukania wszedł do garderoby długowłosy młodzieniec o greckim profilu, cišgnšcy za sobš owinięty gazetami obraz.
O! ucieszyła się Beba Giugiu! Wycišgnęła do niego na powitanie dłoń opiętš czarnš, długš rękawiczkš. Niestety muszę was opucić. Okryła się pomarańczowym boa i umiechnęła w drzwiach na pożegnanie.
Giugiu wyjšł z szuflady inkrustowanego chińskiego stolika cygaretki Beby. Podał pudełko studentowi.
Giugiu jestem przedstawił się. Giugiu z Sycylii.
Wolfgang Zanzauer. Student wzišł cygaretkę i włożył do ust, rozkoszujšc się ulubionym przez Bebę mentolowym zapachem. Giugiu podał mu zapalniczkę.
Nie palę. Wolfgang zezujšc spojrzał na wystajšcš spomiędzy zębów cygaretkę. Ssę.
Aha. Giugiu pokiwał rozumiejšco głowš i zapalił papierosa. Pewnie kochasz się w Bebie.
Tak. Chcę, żeby pani Beba Mazeppo została mojš żonš.
Nie masz szans. Giugiu odwinšł z gazety obraz i przyłożył do ciany nad lustrem. Niezły, prawda?
Picasso. Panny z Avignonu. student zareagował poprawnie na widok reprodukcji.
Żaden Picasso i żadne Panny z Avignonu Giugiu odstawił obraz na toaletkę. Autorem jestem ja, Giugiu del Soldato. Spojrzałem krytycznie na ten obraz Picassa, rozszerzyłem go o tytuł, doklejajšc bilet kolejowy w dolnym prawym rogu. Teraz sš to Panny z Avignonu, z przesiadkš w Bordeaux. Można wyłšcznie rozwijać osišgnięcia mistrzów. Prawdziwa sztuka się skończyła. Została tylko genialna Beba Mazeppo.
Jestem poetš. Wolfgang przedstawił się po raz drugi. I co do poezji, to sšdzę, że się rozwija zawahał się. Ja się rozwijam. Założył nogę na nogę.
Okay, okay. Giugiu ugodowo machnšł rękš. Mówiłem o malarstwie.
Chciałbym mianowicie Wolfgang zakasłał ożenić się z paniš Bebš, bo w przyszłoci, gdy będę sławny, a ona zostanie wdowš po mnie, będzie naprawdę wdowš godnš mej twórczoci.
Giugiu, obejmujšc sprawnym malarskim spojrzeniem poetyckoć białej rozpiętej koszuli Wolfganga, pogubił się w jego planach dotyczšcych przyszłoci Beby.
Skšd wiesz, że umrzesz szybciej niż Beba, jeste od niej ćwierć wieku młodszy. Kończšc zdanie, zdał sobie sprawę z niedelikatnoci, jakš popełnił. Utwierdziła go w tym nienaturalna bladoć Wolfganga. Może jednak znajdš szybko szczepionkę pocieszał studenta.
Szczepionkę na mierć? Wolfgang był zaniepokojony.
Na raka, na katar Giugiu starał się bujaniem na krzele osłabić miercionone słowo AIDS.
Wolfgang wzruszył ramionami.
Co mnie obchodzi AIDS. Beba jest dziewicš*, o czym wszyscy wiedzš. Od dnia, gdy po raz pierwszy zobaczyłem Bebę na scenie, przestałem w ogóle interesować się innymi kobietami. Ona zostanie po mnie wdowš, wszyscy słynni poeci i pisarze zostawiajš po sobie wdowy. Borges, Joyce, Lassandos. Żony słynnych literatów czujš się równie genialne co oni, bo polubiły geniusza albo utalentowanego mężczyznę. Tak naprawdę, te żony nie rozumiejš nic, sš biednymi kurami domowymi nafaszerowanymi sławš męża. Owszem, szanujš męża-twórcę, nawet potrafiš wyrecytować kilka napisanych przez niego stron i podać dobry obiad, ale żadna słynna wdowa nie rozumiała nigdy geniuszu mężczyzny, z którym żyła. One wychodziły za faceta, za jego chuja, nie za wielkš literaturę. Dlaczego więc zamiast mówić zwyczajnie wdowa po chuju Joycea, mówi się pompatycznie wdowa po Jamesie Joysie? Beba Mazeppo jest wyjštkowa, ona czuje całym swym ciałem, czym jest sztuka, ona zrozumie mojš poezję. Sam stwierdziłe, że sztuka się kończy i zostanie tylko Beba.
Mówiłem też, że nie masz u Beby szans. Zresztš mylisz się, ona marzy jedynie o tym, by polubić włanie chuja, a nawet dwa. I dlatego nie zostanie twojš żonš.
Wolfgang zatrzepotał płaczliwie długimi rzęsami.
Beba, będšc cudem natury bezlitonie kontynuował Giugiu czyli majšc dwie łechtaczki, pragnie polubić mężczyznę o dwu członkach. Skoro w Paryżu żyje Beba o dwóch łechtaczkach, czemu by nie miał gdzie żyć upragniony przez niš mężczyzna. Tym bardziej że natura stworzyła już kangura zwierzę obdarzone dwoma pokanymi narzšdami kopulacyjnymi.
Kangur ma dwa? W pytaniu Wolfganga można było wyczuć zazdroć.
Dwa. Pewnie dlatego, żeby miał drugiego w zapasie, gdy skaczšc, niechcšcy sobie jednego przydepnie. Rozumiesz więc, że Beba wytrwa w dziewictwie, aż znajdzie człowieka-kangura. Człowiek-poeta czy człowiek-malarz Giugiu westchnšł nie majš u niej szans.
_________________
Jestem dziewicš. Beba przesunęła lampkę oplecionš czerwonym koronkowym abażurem na rodek stolika. Orkiestra kabaretowa grała powolne tango. Przy sšsiednich stolikach owietlonych mdłymi lampkami siedzieli mężczyni patrzšcy czule na innych mężczyzn odnajdywanych w spojrzeniach kobiet. Z czarnego sufitu zasnutego oparami dymu zwisały metaliczne serpentyny i baloniki z życzeniami Dobrego roku 1993. Jestem dziewicš od momentu mego poczęcia i urodzenia. Wyrażam się nieco filozoficznie, czyż nie? Ale pan jest Niemcem, pan mnie zrozumie. Wyjęła z torebki ostemplowany, zniszczony dokument. Napisane po łacinie, bo to zawiadczenie lekarskie. Podała Wolfgangowi pożółkłš kartkę. Doktor napisał, że jestem dziewicš, chociaż nie mam błony dziewiczej. Taki przypadek zdarza się raz na pięć milionów.
Pani się nie zdarza nigdy. Nadmiar uczucia do Beby zablokował prawidłowe odruchy gramatyczne Wolfganga. Przepraszam, chciałem powiedzieć, że jest pani wyjštkowa, bardziej jedyna niż na pięć milionów.
Pijanej Bebie wykolawione słowa drżšcego ze wzruszenia studenta pasowały do rozmazujšcych się kształtów wokół pustego kieliszka.
Ja już się taka urodziłam. Czknęła potwierdzajšco. Kiedy byłam jeszcze mniejsza pokazała palcami co wielkoci fasolki kiedy byłam embrionem, ssałam palec. Doktor pokazywał mi zdjęcia płodów, wszystkie płody ssš palec dla przyjemnoci i żeby przygotować się do ssania mleka. Ale mnie z tego powodu, że miałam dwie łechtaczki… to znaczy clitoris, i za dużo hormonów, więcej przyjemnoci sprawiało wepchnięcie sobie palca między nogi. Embrion rozbudzony erotycznie zdarza się raz na pięć milionów. Beba podcišgnęła nerwowo jedwabne rękawiczki.
Miała pani od zawsze niewiarygodnie rozbudzone libido, proszę nie myleć o sobie w kategoriach embrionu, hormonów. To le, pani jest czym więcej artystkš, pani narodziła się z libido.
Jak mam nie myleć o sobie le? Błękitne łzy tuszu spływały po jej wypudrowanej twarzy. Jak mam o sobie zapomnieć? Przecież nie myleć o kim le to w ogóle o nim nie myleć.
_________________
Najlepiej zachowany szkielet dziewicy można zobaczyć w paryskim muzeum redniowiecza Cluny. Dziewiczy szkielecik zawieszono w okršgłej sali niemal pod sufitem, naprzeciw 2,5-metrowego rogu jednorożca. O tym, że wysuszone koci należały do panny zmarłej w stanie dziewiczym, łatwo się przekonać, zaglšdajšc szkieletowi w dobrze zachowane spojenie łonowe. Zakryte jest ono skostniałš, lekko sperforowanš błonš dziewiczš. Ten wyjštkowy eksponat błony dziewiczej datowany jest na drugš połowę czternastego wieku. Według legendy szkielet dziewicy należał do panny przedstawionej na cennych gobelinach rozwieszonych w tej samej sali, zatytułowanych Dama z jednorożcem.
_________________
* Jednorożcowi powięcono w Muzeum Cluny jednš z większych sal. Skšd to uprzywilejowanie? Jednorożec wymierajšcy gatunek parzystokopytnych, z jednym rogiem i o powłóczystym spojrzeniu, przypominajšcy nieżnobiałego jelenia był w redniowieczu niezmiernie cenionym zwierzęciem. Trubadurzy układali pieni o jego pięknych oczach, mšdroci, łagodnoci i czystoci serca. Lekarze poszukiwali jego rogu. Starty na proszek był niezbędnš substancjš do wyrobu pigułek leczšcych gangrenę, wciekliznę, epilepsję i goršczkę. Samo zanurzenie rogu w wodzie zamieniało jš w wodę o cudownych właciwociach uzdrawiajšcych. Siła jednorożca była tak wielka, że redniowieczni myliwi musieli używać podstępu, by go schwytać. Podstęp był jeden, zawsze skuteczny: zostawienie w lesie jako przynęty panny czystego serca i obyczajów, gdyż jednorożec podchodził bez strachu wyłšcznie do dziewicy. Dawał się jej obłaskawić, a potem zasypiał, składajšc głowę na dziewiczym łonie. Upionego jednorożca napadali myliwi. Musiało ich być co najmniej dziesięciu, bowiem siła zwierzęcia, nawet spętanego sieciami, była ogromna. Niebezpieczeństwo groziło też pannie, gdy nie była dziewicš zwierzę wyczuwało podstęp i rozrywało jš rogiem.
Jednorożec stał się symbolem Chrystusa, zstępujšcego na Ziemię po znalezieniu Dziewicy godnej Jego boskiej istoty. Czyhajšcy na niego myliwi to grzeszna ludzkoć wydajšca Zbawiciela na mękę.
Gobeliny o wymiarach 3,5 x 4,5 metra każdy, zatytułowane Dama z jednorożcem, zrobiono na zamówienie lyońskiego szlachcica Jeana Le Viste. Ofiarował je on swojej żonie w prezencie lubnym.
Pierwszy z gobelinów przedstawia damę grajšcš na organach i przysłuchujšcego się muzyce jednorożca. Scena ta symbolizuje zmysł słuchu. Na drugim gobelinie dama pokazuje jednorożcowi jego odbicie w lustrze jest to scena symbolizujšca zmysł wzroku. Zmysł smaku pokazuje gobelin, na którym dama karmi słodyczami papugę siedzšcš na jej ręku. Jednorożec i lew trzymajš proporce ozdobione trzema półksiężycami, będšcymi herbem Jeana Le Viste. Na kolejnym gobelinie dama, służšca, jednorożec i lew bawiš się kwiatami alegoria węchu. Zmysł dotyku pokazany jest we wdzięcznej scenie prowadzenia zakochanego w damie jednorożca. Dama kieruje zwierzęciem, trzymajšc je delikatnie za róg. Ostatni, szósty gobelin jest także obrazem symbolicznym: dama wychodzi z błękitnego namiotu i bierze ze szkatułki podsuwanej przez służšcš wielobarwny naszyjnik. Wpatrzony w swš paniš jednorożec trzyma sztandar, na którym wyhaftowano dewizę: Zgodnie z moim życzeniem. Scenę tę interpretuje się w myl traktatów redniowiecznych jako alegorię wolnej woli, potrafišcej podporzšdkować sobie pragnienia płynšce z pięciu zmysłów.
Dla pragnšcych innego dowodu na istnienie jednorożca niż tych szeć wspaniałych gobelinów, zawieszono na cianie róg zwierzęcia, przechowywany wczeniej w skarbcu królewskiej bazyliki St. Denis. Róg jest imponujšcy, lecz niestety z wosku. Może jest woskowš kopiš prawdziwego rogu, z którego przyrzšdzano mikstury i rzebiono puchary jak choćby ten z piętnastowiecznego inwentarza skarbca księcia Burgundii. W inwentarzu zapisano: Puchar z rogu jednorożca, inkrustowany złotem, sztuk jeden. Czy i ten puchar był wymysłem? Puchar naprawdę istnieje, zrobiono go z zęba delfina. W Morzu ródziemnym wokół północnych wybrzeży Afryki* i w ciepłych morzach Azji żyje delfin zwany Nerval monoceros. Jego zšb mierzšcy niekiedy dwa, trzy metry, przypominajšcy róg, służył do wyrobu drogocennych naczyń i medykamentów. Czyżby więc jednorożec był wytworem fantazji? Mówi się teraz tak dużo o ochronie zwierzšt, ocaleniu ginšcych gatunków. Zakazuje się polowań na pandy, wieloryby, białe tygrysy. Czemu by nie chronić ginšcych zwierzšt ludzkiej fantazji: gryfów, sfinksów, syren, wilkołaków, jednorożców. Do ich przetrwania wystarczy tak niewiele nasza wiara, że istniały. Ratujmy więc jednorożce.
_________________
* W afrykańskiej restauracji na północy Paryża kilka małych stolików i nieskończona iloć cišgle dostawianych do nich krzeseł. Murzyński właciciel knajpy, poprawiajšcy nerwowo lustrzane okulary, zsuwajšce mu się ze spoconego nosa, przypomina sierżanta najemników kierujšcego akcjš desantu co chwila odpowiada na telefony, spokojnie obserwujšc przepełnionš salę wielkoci ciasnego przedpokoju. Mamy jeszcze miejsca, zapraszamy.
Szczelnie zamknięte drzwi i okna nadajš atmosferze typowo afrykański nastrój goršco, wilgoć, duszšce aromaty tłuszczu parujšce z kuchni. Właciciel, zamiast otworzyć okno, by wpucić przez nie odrobinę rzekiego kwietniowego powietrza, zastawia stoliki kolejnymi wiatraczkami. Na rozgrzanym kaloryferze największy wiatraczek rozpyla wysuszony, mierdzšcy upał. Między stolikami przeciska się afrykański muzyk poklepujšcy wymalowanš tykwę. Zamroczony muzycznym transem pochyla się nad talerzami klientów i co melodyjnie mamrocze. Giugiu, nie próbujšc domylać się kształtów olbrzymiej afrykańskiej ryby wypływajšcej brzuchem z burego sosu, użył jej do kompozycji zanotowanej w szkicowniku:
[rys.1]
Muzyk pochylił się nad Wolfgangiem.
Burumba bango hoho, mango bum.
Niemiec, zanim wrzucił mu do tykwy pięciofrankówkę, poprosił o przetłumaczenie słów melancholijnej pieni.
Ryż zapiekany z kalmarami, groszek z rybš bumba, piwo i kompot z mango umiechnšł się Murzyn. Pan przy tamtym stoliku je baraninę zanucił poklepujšc tykwę.
Poezja konkretu podsumował występy muzyka Giugiu.
Wolfgang był zniesmaczony.
Mylałem, że on wypiewuje jakie sagi murzyńskie albo o demonach afrykańskich.
Chcesz zobaczyć sztukę afrykańskš, demony i tak dalej id do Muzeum Picassa, on był ostatnim Murzynem XX wieku. Jedz szybciej swojš bumbę i uciekamy. Jeszcze kwadrans, a dostanę udaru. Tylko nie spluwaj oćmi, wszędzie talerze, kto się może twoimi oćmi udławić.
Wolfgang skrzyżował dystyngowanie sztućce.
Nie pluwam rzekł z godnociš.
Pluwasz, pluwasz. Giugiu płacił rachunek kelnerowi w kolonialnym kasku. Widziałem cię wczoraj w barze naprzeciw Kabaretu, plułe do kawy miłej panienki.
Nie plułem bronił się Wolfgang. Oddawałem linę do analizy mojej siostrze. Ona jest lekarkš, przyjechała wczoraj z Bonn na kilka dni. Uważa, że mam rodzinne skłonnoci do cukrzycy. Kazała mi splunšć do gorzkiej kawy, którš popijajšc, zanalizowała organoleptycznie na zawartoć glukozy w mojej linie.
Mhm… Giugiu torował drogę w kierunki drzwi zapchanych tłumem wchodzšcych goci. Ładna ta twoja siostra, chciałbym jš narysować.
[rys.2]
Skrót portretu Hedvig Zanzauer von Sperma* na tle tła.
_________________
* Nic do naszego zwišzku nie wniosłe oprócz spermy! Leila pakowała walizki Giugiu. Żadnego uczucia wdzięcznoci po tylu latach. Upuciła na podłogę pudełko farb. Wyno się. Zrzuciła ze ciany obraz.
Giugiu próbował jš uspokoić.
Nie dotykaj mnie! Wyszarpnęła się z jego objęć. Traktowałe mnie zawsze jak psa i teraz chcesz jak sukę ugłaskać, może i kochać się ze mnš, co?! Id, kochaj się z innym psem, ty zboczeńcu, ty sodomito! Trzasnęła talerzem o kominek. Z tš sukš niemieckš, co jš malowałe! Drugi talerz zatrzymał się na drzwiach, zasypujšc je kolorowymi szkiełkami.
Giugiu, cišgnšc za sobš walizkę i teczkę z rysunkami, zstępował powoli coraz niżej: drugie, pierwsze piętro, parter, ulica, piwnica, Kabaret Metafizyczny przy ulicy Chabanais numer 9.
Podszedł do stolika Wolfganga.
Chodzę po tym wiecie jak za własnym pogrzebem. Zobacz, co mi zrobiła. Pokazał walizkę obwišzanš sznurkiem. Za twojš siostrę, że namalowałem jej portret.
Bšdmy dokładni; za to, że się do Hedvig bezczelnie dobierałe.
Następny zazdronik. Giugiu opadł na krzesło. Miłoć jest lepa i dlatego obmacuje.
Zasłonięty dotychczas gazetš czytelnik Le Monde wychylił się zza płachty papieru.
Jonatan jestem odłożył gazetę, podajšc rękę malarzowi.
Giugiu popatrzył smutnymi włoskimi oczyma na Wolfganga, potem na myckę wieńczšcš głowę Jonatana. Następny wielbiciel Beby? Dziewczyna nie ma szczęcia. Nie doć, że facet z jednym tylko sisiakiem, to w dodatku obrzezanym.
Jonatan umiechnšł się przepraszajšco.
Cóż za brak mylenia dialektycznego, włanie przez brak rodzi się nadmiar.
Przygaszono wiatła, włoska otyła piewaczka namiętnie szeptała arię.
Wracajšc do naszej rozmowy. Wolfgang wyjšł z kieszeni zeszyt. Masz rację, Jonatan, piękno, dobro, prawda niech sobie istniejš, ale ja uważam, że poezja jest lepsza od Boga.
No to masz już Boga, poezję, dodaj jeszcze co trzeciego, na przykład Bebę Mazeppo, i będziesz miał dogmatycznš Trójcę więtš, ty dobry chrzecijaninie. Pijcie wino, moje. Jonatan celebrował napełnianie kieliszków. Ja płacę.
Nie mieszajcie mnie do swoich religii. Giugiu przesunšł krzesło tyłem do stolika, by móc oglšdać scenę. Jestem poganinem. Wzišł ze stołu kieliszek czerwonego wina. Urodziłem się na Sycylii, mieszkam w Rzymie, jestem pogańskim artystš, zachwyca mnie wszystko i wszyscy.
Rzym upadł spokojnie przypomniał Wolfgang.
Upadł, ale nie został zniszczony. Przeszły przez niego hordy germańskich wandali, od tego czasu Rzym upada, lecz jeszcze nie zginšł. Niszczeje w duszach Rzymian takich jak ja. Delikatny profil Giugiu stał się prawie antyczny, ale złoliwy umiech jego pięknych ust wymazał szybko wrażenie spokoju zastygłego na starożytnych rzebach.
Może i masz rację, ale inaczej niż mylisz. Wolfgang mówił raczej do Jonatana, bo do Giugiu nie docierało już nic, prócz zmysłowych pomrukiwań wydekoltowanej piewaczki. To, że się kocha wszystko: i wodę, i shit, i ma się ochotę na ładne panienki oraz chłoptasiów, to nie pogaństwo, tylko zwykłe łajdaczenie się znane wszystkim religiom. Być teraz poganinem znaczy nie wierzyć w nic, wštpić nawet w nic. Obstawianie się ikonami, hinduskimi ołtarzykami, wypełnianie przykazań New Ageu jest formš wiary. Naprawdę poganinem był Piłat, rzymski namiestnik pytajšcy, czym jest prawda. Najlepsze pytanie w historii ludzkoci. Greckie, racjonalne pytanie zadane nawiedzonemu Mesjaszowi.
Dla mnie najlepszymi pytaniami sš te dajšce mi odpowied na problemy, których wczeniej nie miałem Jonatan wtršcił się do monologu Wolfganga.
Co to jest prawda? z Piłatem przepytywali Chrystusa greccy filozofowie. Chwila spotkania dwu wiatów: grecko-rzymskiego i chrzecijańskiego. Pytanie zadane w tym wiecie: Co to jest prawda, dostało odpowied z innego już wiata… ja się na to narodziłem i przyszedłem na wiat, by dać wiadectwo prawdzie; wszelki, który jest z prawdy, słucha mego głosu. Żeby przyjšć odpowied Chrystusa, trzeba by najpierw w Niego uwierzyć. Piłat nie miał jednak problemów z wiarš, tylko ze zrozumieniem, chodziło mu o arche, więc pojawiło się przed nim arche: Na poczštku było słowo i przemówiło. Absolutny brak porozumienia. Prawda wiata grecko-rzymskiego i prawda chrzecijaństwa. Chrystus nie miał nadziei zostać uwolnionym przez Piłata, Piłat, rozmawiajšc z Chrystusem, nie miał nadziei dowiedzenia się, czym jest prawda. Zresztš nadzieja jest też dobrym przykładem różnicy między wiatem grecko-rzymskim a chrzecijańskim. Nadzieja z puszki Pandory stała się plagš dręczšcš ludzkoć. Natomiast dla chrzecijaństwa, może z racji jego męczeńskich skłonnoci, dręczšca ludzi nadzieja jest cnotš.
Piłat, słyszšc odpowied Chrystusa, umiechnšł się rozczarowany. Nauczony sceptycznej tolerancji, nie zaprzeczył. Ogarnšł go smutek, że nie znalazł w tym odrzuconym przez fanatycznych Żydów młodym człowieku partnera do rozmowy, szukajšcego, tak jak on, nieistniejšcych odpowiedzi, a więc tak naprawdę nieistnienia, przeczuwanego przez zamierajšce cywilizacje.
Odpowied Chrystusa była propozycjš nawrócenia. Piłat zrozumiał propozycję, ale nie zrozumiał Chrystusa, wymagajšcego wiary serca, nie wiary rozumu. Rzymski namiestnik w krótkim dyskursie na tarasie pałacu zrozumiał, że Jezus różni się od fanatycznego tłumu żydowskiego, i docenił, że nie jest wędrownym sofistš używajšcym kuglarskich sztuczek dowodzenia własnej prawdy za pomocš sylogizmów.
Nie w mocy wyrafinowanego sceptycyzmem Piłata było rozstrzyganie sporów, on jedynie szukał i pytał. Zadał następne pytanie oczekujšcym przed pałacem Żydom: Kogo chcecie, bym uwolnił: Jezusa czy Barabasza? Piłat i Żydzi byli konieczni, by skazać na mierć Jezusa, bo skazywał go judaizm i wiat grecko-rzymski. Wydali wspólnie wyrok na powstajšce chrzecijaństwo, które zmartwychwstało i zniszczyło panteistyczny Rzym, póniej zaczęło przeladować Żydów.
Giugiu odszedł od stolika, chcšc przypatrzeć się z bliska czarnowłosej piewaczce, rozgniatajšcej tłustymi palcami biust po każdym crescendo. Korzystajšc ze zmęczenia Wolfganga posilajšcego się winem, Jonatan wytłumaczył mu swój poglšd na judaizm i chrzecijaństwo, czujšc się zwolniony nieobecnociš Giugiu od dygresji na temat pogańskiego Rzymu.
Mój drogi, chrzecijaństwo dręczy siebie i innych przeladowaniami, podejrzeniami, bo ma zainstalowanš w swym systemie mylenia okrutnš machinę teodycei. Uruchamiała jš inkwizycja. Z braku inkwizycji każdy chrzecijanin może sam nacisnšć w swym sumieniu mały guziczek z napisem Skšd wzięło się zło i perpetuum mobile samoudręczenia wyprodukuje natychmiast biczowników, męczenników, mistyków zagłodzonych na mierć.
Skšd na wiecie zło? A skšd Bóg? Tego nikt nie wie i do życia ta wiedza nie jest potrzebna. Żyć można bez niej. Bóg powiedział: Idcie i rozmnażajcie się, a nie: Stawiajcie głupie pytania. Bóg wie najlepiej, co ci do życia potrzebne; stworzył Paryż, ulicę Chabanais i Kabaret Metafizyczny. Między nami Jonatan nachylił się do ucha Wolfganga. chrzecijaństwo nie jest nowš, odrębnš religiš. Chrystus mówił, o ile pamiętam, że nie przyszedł obalać Starego Testamentu, ale go rozwinšć. Chrzecijaństwo było właciwie gnostycznš sektš powstałš z ortodoksyjnego judaizmu, tak jak gnozš judaizmu jest kabała. Żartowałem z twojej Trójcy, ulubionej przez aryjczyków, ale zarzuca się kabalistom, że sš gorsi od chrzecijan, gdyż wierzš nie tylko w trzy, lecz w dziesięć hipostaz Boga.
W dziesięć? Wolfgang nie dosłyszał, ogłuszony dononym solo na perkusji.
Dziesięć sefirotów uz… Jonatan przestał szeptać i znieruchomiał*. Na scenę weszła Beba Mazeppo. Uniosła nad głowš ręce zwišzane przez konferansjera jej koronkowš, długš rękawiczkš. Rozłożyła zgrabne nogi w czarnych pończochach i pocierajšc łechtaczkš o łechtaczkę zaprezentowała orgazm stereo.
_________________
* Sekta nieporuszeńców, zwana także sektš immobiliatów, powstała pod koniec siedemnastego wieku na kresach Rzeczypospolitej. Poczštkowo nazywano immobiliatów prawosławnymi Żydami, gdyż wyznawana przez nich doktryna była pod silnym wpływem prawosławia i judaizmu. Rozłam sekty, wynikły ze sprzecznoci teologicznych, nastšpił prawdopodobnie w roku 1687 i od tego czasu można mówić o trzech odłamach nieporuszeńców. Odłam najbardziej ekstatyczny, będšcy wzorem dla póniejszych chasydów, głosił, że nadejcie Mesjasza już się dokonało. Należy wyprawić ucztę weselnš (aby była ona godna przyjęcia Pana, przeznaczano na niš cały majštek) i oczekiwać indywidualnej teofanii. Po trwajšcej tydzień uczcie, w czasie której jedzono najlepsze potrawy, modlono się i pito wódkę, uroczycie kończono więto, palšc resztki pożywienia. Po uprzštnięciu stołów siadano na progach chat, oczekujšc przemienienia podobnego temu na Górze Tabor. Poszukiwanie jedzenia czy chociażby przerwanie oczekiwania przez zbędne ruchy było uznawane za odstępstwo od wiary w to, iż Chrystus już przyszedł i dokona przemienienia. Oblicza się, że w ten sposób na progu własnej chaty umarło z głodu około tysišca dwustu nieporuszeńców.
Inny odłam tej sekty, zbliżony bardziej do judaizmu, uznawał, że Mesjasz jeszcze nie przyszedł, lecz pewnym jest, że nadejdzie. Immobiliatów z tego odłamu napawało troskš przypuszczenie, że Mesjasz może przyjć za póno. Działalnoć ich ograniczała się do pomocy immobiliatom-ekstatykom w sprzedaży majštków i zakupie żywnoci na ucztę. Obserwowali potem oczekiwanie ekstatyków, ich powolnš mierć głodowš potwierdzajšcš przekonanie, że Mesjasz się spónia.
Trzeci odłam, zasługujšcy najbardziej na miano nieporuszeńców, ze względu na bogactwo doktryny teologicznej, skupiał najwięcej wyznawców. Należšcy do niego immobiliaci, będšc pod silnym wpływem prawosławia i filozofii greckiej, zaczerpnęli z pism Arystotelesa przekonanie o podrzędnoci ruchu. Pierwsza, stwórcza przyczyna jest nieruchoma, choć udzielajšca ruchu stwarzanym bytom. Doskonalenie byłoby zatem powolnym nieruchomieniem, odpowiednio proporcjonalnym do osišgniętego miejsca w hierarchii bytów. Chwalebne pozbycie się wszelkich potrzeb prowadzi do więtoci, czyli znieruchomienia. Siedzšcy w kucki lub leżšcy immobiliaci byli obsługiwani przez niższych rangš członków sekty, zajmujšcych się teologiš oraz troskami życia codziennego, wymagajšcymi niezliczonej liczby blunierczych ruchów. Do immobiliatów należało, oprócz tysięcy Ukraińców, Białorusinów, Litwinów i Polaków, kilkuset Żydów. Z tej grupy wywodzili się póniejsi Frankici Żydzi, którzy pod przewodnictwem Jakuba Franka przyjmowali katolicyzm. Dowiadczenie zdobyte w sekcie immobiliatów skłoniło ich do odrzucenia prawosławia, uznanego za zbyt fatalistyczne. Z rodziny frankistowskiej wywodziła się Barbara Majewska matka Adama Mickiewicza. Najwięcej zwolenników mieli nieporuszeńcy wród ukraińskich chłopów. Badania historyczne dowodzš, że niesłusznie oskarża się ich o marazm i lenistwo wynikajšce jakoby z wrodzonej Słowianom niechęci do wysiłku. Zmuszeni do odrabiania pańszczyzny, brudni i trwajšcy w tępym zapatrzeniu na progu swych chat, chłopi ukraińscy należeli po prostu do tajnej sekty nieporuszeńców, przeladowanej przez prawosławie.
Sekta zakończyła swe istnienie, gdy jeden z teologów immobiliatów, usługujšcy przygłuchym*, znieruchomiałym starcom, wybrał się do Krzemieńca z misjš odnalezienia w bibliotece Sapiehów piętnastowiecznego wydania Metafizyki Arystotelesa, majšcego zawierać nieznany immobiliatom dodatek do księgi Gamma. Przeszukujšc zakurzone półki, młody teolog trafił na Imitatio Tomasza ? Kempis. Znalazł w nim zdanie zadajšce ostateczny cios doktrynie nieporuszeńców: Nie stajšc się głupim dla Chrystusa, nie poruszym się, a nieporuszonego złe zgarnie.
_________________
* Głusi kelnerzy, bezzębne kelnerki sierpie w Paryżu. Wszyscy zdrowi, na ciele i duchu, wyjechali. Nie można zamknšć z powodu urlopu kilkumilionowego miasta nawiedzanego przez tłumy turystów. Obsługujš ich więc szczerbate prostytutki i wycišgnięci nie wiadomo z jakich prowincji przedwojenni maîtres de salle.
W Kabarecie Metafizycznym, opuszczonym na wakacje przez portugalskie sprzštaczki, zabrakł czystych kieliszków. Po północy szampan jest rozlewany do nadstawionych dłoni, trzymajšcych w palcach dla elegancji i ochłody kostki lodu. Gdy nad ranem brakuje pieniędzy na prawdziwego szampana produkuje się przy stolikach zdrowy szampan, wrzucajšc do butelek z białym winem tabletki musujšce aspiryny.
Skacowana, mimo kilku kieliszków aspiryny, Beba Mazeppo postanowiła zrobić dobry uczynek pójć na niadanie do swej babci dziewięćdziesięcioomioletniej starowinki, chorej na miażdżycę chorobę Alzheimera i przewlekłe skšpstwo.
Do towarzystwa zabrała ze sobš Wolfganga. Przed bramš odrapanej kamienicy Beba otrzepała marynarkę Wolfganga, splunęła na jego lekko zmierzwione blond włosy, przyklepujšc mu je do kształtnej czaszki. Wjechali na ostatnie piętro skrzypišcš windš. Beba, nie przestajšc naciskać dzwonka, kopała w drzwi mieszkania babci.
Po co robić tyle hałasu. Niewyspany Wolfgang le znosił drażnišcy pisk dzwonka i obijanie politury drzwi okutym bucikiem Beby.
Babcia nas już na pewno usłyszała, człapie przecież z głębi mieszkania, ale jak przestanę się dobijać do drzwi, o proszę Beba przestała dzwonić i kopać, co spowodowało, że ucichło powolne szuranie kapciami po drugiej stronie to ona ma takš sklerozę, że zapomni, po co szła. Każde takie kopnięcie Beba uniosła wysoko nogę, by wycelować w zamek naprowadza jš na drzwi.
Skrzypnęła zasuwka i przez szparę wychyliła się trzęsšca główka ciekawskiej staruszki.
Babciu, to ja, twoja wnuczka Beba.
Beba… ucieszyła się staruszka i otworzyła szeroko drzwi. Nikt mnie od tygodnia nie odwiedzał skarżyła się, prowadzšc goci.
Sklerotyczka, a kłamać nie zapomniała złociła się Beba. Kłamczucha, codziennie przychodzš do niej dwie ciotki i sprzštaczka.
Usiedli w salonie na wytartej pluszowej kanapie. Okna zasłonięte kotarami przepuszczały cienkie promienie wiatła ginšce w szparach ciemnego parkietu.
To mój narzeczony, Wolfgang Zanzauer. Beba wskazała studenta.
Bardzo mi przyjemnie. Staruszka skinęła głowš i popatrzyła przerażona na Bebę.
Ja jestem, babciu, twojš wnuczkš odkrzyknęła w jej stronę Beba, widzšc niepokój staruszki.
Tak, tak, przypominam sobie. Z ulgš westchnęła babcia. Może ciasteczek? wyjęła z kredensu obgryzione herbatniki i posypała nimi srebrnš tacę. Jak się czujesz, moje dziecko? spytała czule Bebę.
Dobrze.
U Emmy wszystko w porzšdku? upewniała się staruszka.
Mama umarła dziesięć lat temu wrzasnęła Beba, przekrzykujšc chrupanie herbatników. Na raka piersi dodała, widzšc niedowierzanie babci. Bardzo się męczyła.
Ach tak? Staruszka grzecznie się zdziwiła. Romualdo zdrowy?
Wujek zginšł dwa lata przed mierciš mamy. Samochód go przejechał. Zrobię kawy.
Beba wyszła do kuchni. Staruszka przysunęła się trwożliwie do Wolfganga.
Wie pan, ona nie jest mojš wnuczkš. Moja wnusia była grzeczna i nie chciałaby mnie zasmucić tymi okropnymi historiami o mierci Emmy i Romualdo. Moja wnusia Beba jest młodsza od tej kobiety, co z panem przyszła, i ma długi czarny warkocz, a ta jakie potargane czerwone włosy.
Widzšc Bebę wchodzšcš do salonu z tacš filiżanek, staruszka gwałtownie odsunęła się od Wolfganga. Student wyjšł notes i szybko co zanotował.
Pan przyszedł spisać licznik ucieszyła się staruszka. Skrzynka z pršdem jest w przedpokoju.
Beba korzystajšc z tego, że babcia wstała, chcšc zaprowadzić Wolfganga do drzwi, szybko się pożegnała.
No to do widzenia, kochana babciu. Pocałowała jš i popędzajšc przed sobš Wolfganga, wyszła z mieszkania, nie zwracajšc uwagi na mamrotania staruszki.
Winda sunęła powolnie z parteru, Beba potrzšsnęła niecierpliwie kratš. Zbiegła po szerokich marmurowych schodach wyłożonych czarnym dywanem. Przystanęła na ulicy, rozglšdajšc się za najbliższym barem.
Zapomnijmy o tej wizycie, dobrze? Co mnie na kacu nieraz podkusi, wyrzuty sumienia, żeby jš odwiedzić. Chyba lepiej o babci zapomnieć, tak jak ona o wszystkim zapomina, mniej się wtedy będzie męczyć przypominaniem.
Napisałem w mieszkaniu pani babci wiersz. Wolfgang wyjšł zeszyt. Nie mówcie mojej miłoci, że umarła.
Wspaniale! ucieszyła się Beba. Widzi pan, tam na rogu jest otwarty bar. Przyspieszyła kroku.
Zatrzymał jš dopiero jak tama mety kontuar barowy.
Whisky, please, dobry człowieku.
Barman wpatrzony w olniewajšcš, nocnš jeszcze urodę Beby, jej brokatowo-różowš suknię opinajšcš dekolt, napełnił po brzegi szklankę. Z zapatrzenia ocuciła go ciekajšca mu po palcach whisky.
I nie mówcie mojej miłoci, że umarła wyrecytował znowu Wolfgang. Podoba się pani? To jedno zdanie mówi o milionach opuszczonych, zawiedzionych, zapomnianych miłoci. Kto zostawiony nie chce się do tego jeszcze przyznać i choć został sam, pragnie, by miłoć żyła moment dłużej niż uczucia.
Co pan może wiedzieć o miłoci fuknęła Beba wsparta o szklankę whisky.
Nic. Dlatego jestem przy pani, by się o niej czego dowiedzieć.
Ode mnie? artystka była oburzona. Ode mnie nie dowiesz się, mój młody przyjacielu, nic. Ani co to jest miłoć, ani tym bardziej mojego numeru telefonu*.
_________________
* Nie chciała dać mi swojego numeru telefonu, ale przedstawiła mnie swojej babci jako narzeczonego. Co to znaczy, czy ona mnie kocha, czy nie? Wolfgang spowiadał się przez telefon Jonatanowi.
Myl logicznie. Poszła z tobš do babci, bo byłe jedynym facetem w Kabarecie o normalnym wyglšdzie miła buzia, chłopięcy umiech, krótko przystrzyżone włosy. Giugiu ma podkršżone oczy i długie włosy, ja noszę myckę, konferansjer ma gębę zmasakrowanš wiecznym zdziwieniem. Reszta facetów to alkoholicy, erotomani, Amerykanie nie mówišcy po francusku. Beba nie chciała babci przestraszyć i potrzebowała towarzystwa. Wyglšdałe tak klasycznie, że staruszka uznała cię za inkasenta. Sukces. Następnym razem Beba też wybierze się do babci z tobš, ale tobie nie o to chodzi, ty by wolał pójć z Beba do łóżka.
Nie od razu do łóżka. Chciałbym najpierw, żeby ona mnie naprawdę pokochała, chociaż nie jestem kangurem i mam jednš płeć. Napisałem nawet inwokację do Beby, posłuchaj: Każdy człowiek ma swš płeć, wystarczy takiej płeci chcieć.
Ta, ta. Łechtaczka judaizmu, orgazm chrzecijaństwa.
Co?
Tytuł dwutomowego dzieła religijno-seksualnego o wpływie Starego i Nowego Testamentu na mylenie Freuda w wietle Zoharu, czyli kabały.
???
Wytłumaczenie, że Freud nic nowego nie wymylił. Wszędzie widział erotyzm, każde zachowanie miało według niego kontekst seksualny. Pożšdanie matki przez syna i tak dalej. Wszystko to zawiera kabała. W sposób symboliczny oczywicie. Freud odszedł od wiary i miał z tego powodu kompleksy, nastšpiła więc u niego projekcja kompleksu winy na sferę wiata zdesakralizowanego, czyli psychologię. On sam został rabinem nowego wyznania psychoanalitycznego. Tego rodzaju zachowanie nazywa się rekompensacjš.
W kabale ważne jest, by powrócić do stanu pierwotnej jednoci. Połšczyć to, co rozdzielone. Męskie zjednoczyć z żeńskim. Słownictwo kabalistyczne jest równie erotyczne, co romanse. Król musi połšczyć się z królowš. Królowa bywa nazywana matkš, siostrš, córkš, oblubienicš w zależnoci od rodzaju rytuału. Król ojciec* musi połšczyć się ze swš ukochanš córkš, matka z synem i nie jest te kazirodcze w sensie erotycznym, bo to jest ezoteryczne. Freudowi religia się zdesakralizowata, sam siebie wygnał z raju dzieciństwa, w którym dzięki wierze przodków nie było sprzecznoci, cierpienia i poczucia winy. Tęsknotš za utraconym rajem jednoci obdzielił zhisteryzowanych pacjentów. Tam gdzie nie ma rytuału i obrzędów, zaczyna się histeria, czyli indywidualny folklor każdego z nas.
Co to ma wspólnego z Bebš?
Gdybymy żyli w normalnych czasach, dwa tysišce lat temu na przykład, Freud byłby pobożnym człowiekiem pragnšcym zjednoczyć się ze swš matkš-duszš, Beba kapłankš Astarte, czyli wištynnš prostytutkš, ty odprawiałby z niš rytuał i do głowy by ci nie przyszło zakochiwanie.
Beba nie jest prostytutkš, jest dziewicš i artystkš.
Czy ja co innego mówię? W wištyni sztuki obdarza widzów swym boskim darem, czyli talentem. I traktuj jš tak, jak na to zasługuje, trzymaj się od Beby z daleka, bo zrobisz jej krzywdę, namawiajšc do sprofanowanej codziennoci. Ona jest utalentowana, a ty swymi amorami chcesz jš pozbawić więtoci powołania, jej talent zamienić na talencik. Czcij swojš Bebę, nikt ci tego nie zabrania, kupuj kwiaty, szampana, składaj pokłony i oklaskuj w Kabarecie. Z bukietem miłoci startuj natomiast do innej panienki, takiej co to Küche, Kinder, Kirche. Sam rozumiesz, że jako jednostka utalentowana, czyli mniej wartociowa, nie masz innego wyjcia.
Ale ja kocham Bebę.
Słyszę, od dziesięciu minut słyszę, ale czy ty mnie słyszysz?
I co z tego, że cię słyszę denerwował się Wolfgang. Ty i tak mnie nie rozumiesz. Miłoć, strach sš niewytłumaczalne. Uczucia powstały, gdy mózgi naszych przodków nie były jeszcze przykryte korš mózgowš, kiedy nie było jeszcze ludzkiego języka i mylenia. Dlatego czuje się pożšdanie, radoć, smutek, nie potrafišc ich nieraz zrozumieć, bo rozumiemy to, co da się powiedzieć, wytłumaczyć, przeanalizować, a gdy powstały uczucia, nie potrafilimy jeszcze mówić.
Przepraszam, muszę kończyć, wołajš mnie na kolację.
Zadzwoń do mnie póniej.
Od pištku wieczór do soboty wieczór jestem nieczynny, nie wolno mi nawet wystukać numeru telefonu. Szabas, mój drogi, zasłużony odpoczynek, czego i tobie życzę. Spotkamy się jutro przed północš w Kabarecie.
_________________
Mój ojciec był cyrulikiem portretowym na Sycylii. Giugiu zgasił papierosa w kieliszku z winem. Biały poskręcany topielec wypłynšł na powierzchnię czerwonej zawiesiny, wydychajšc ostatniš smużkę dymu. Ojciec odziedziczył zawód po dziadku, dziadek po pradziadku i tak dalej, równolegle do pokoleń przewietnego rodu ksišżšt de Salina, dziedziczšcych tytuł ksišżšt Kalabrii, Palermo i Neapolu. Cyrulikowie z mojej rodziny przycinali pukle portretom ksišżšt de Salina. Dobrze zrobione portrety majš własne życie i tak jak zmarłym rosnš jeszcze jaki czas paznokcie, włosy, tak dobrze namalowanym ksišżętom de Salina rosły szorstkie brody, kosmyki spod peruk, księżnym bujne włosy, blade paznokcie. Owo dziwne zjawisko, z pogranicza weryzmu, można tłumaczyć upalnym klimatem Sycylii. Portrety zdobišce długie galerie zamku w Donnafugata były nasłonecznione cały rok. Chodzšc za ojcem od obrazu do obrazu, uczyłem się cyzelować misterne fryzury ksišżšt, uczyłem się malarstwa. Czuję jeszcze w palcach różnicę między ciężkimi splotami grubych, czarnych włosów księżnej Concetty zmarłej w siedemnastym wieku a cienkimi mysimi kosmykami jej prawnuka Rodrigo, syna lorda Sussex. Na pamięć znam przezroczystosine, ostre paznokcie wystajšce z portretów, które skracałem co miesišc srebrnym pilniczkiem. Ród ksišżšt de Salina wygasł pod koniec dziewiętnastego wieku, o czym można przeczytać w ksišżce Lampart, napisanej przez księcia Giuseppe Tomasi di Lampedusa. Spadkobiercy rodu de Salina, chcšc zachować tradycję, opłacali nadal mojš rodzinę trudnišcš się malarskim fryzjerstwem.
_________________
* Soutine niszczył swoje obrazy, tnšc je, dziurawišc brzytwš. Pozowały mu do nich martwe koguty, rzenickie ochłapy zawieszone na hakach w pracowni, by skruszały i nabrały zgniłych kolorów. Nie ma bardziej ekspresjonistycznie namalowanego mięsa niż to z obrazów Soutinea.
Przybyły do Paryża w 1912* roku Chaim Soutine przeżył wiele lat nędzy, zanim stał się uznanym i bogatym malarzem. Gdy był już sławny, jego pracownię zaczęły odwiedzać baronówny i milionerzy, snobujšcy się na przyjanie z cyganeriš artystycznš. Soutine mógł wtedy żšdać za swe obrazy każdej ceny. Zamiast handlować tym, co namalował, zaczšł niszczyć wieżo skończone płótna, rozdzierajšc na strzępy. Szaleństwo? Opętanie doskonałociš? Może zwykłe nerwowe osłabienie organizmu, wyniszczonego niedożywieniem i grulicš, reagujšcego atakami histerii na najmniejsze zmiany nastroju? Jeszcze jedno i jeszcze jedno wytłumaczenie neurotycznej osobowoci malarza. Dzieciństwo Soutinea minęło w mińskim sztetlu. Ojciec był biednym żydowskim krawcem pracujšcym całe dnie na utrzymanie czternastoosobowej rodziny. Chaim, majšc dziewiętnacie lat, uciekł z getta do Paryża. Jego nowš religiš stało się malarstwo. Rozszarpujšc nożem lepkie jeszcze cięgna obrazów, chciał uratować czystoć wiata, tak jak rzezak w koszernym uboju podcina pobłogosławionym nożem gardła zwierzšt, by ich powolne wykrwawienie oczyciło wiat ze złych mocy.
_________________
W roku 1918 przyjechał do Paryża rosyjski zegarmistrz. Otworzył swój warsztat w Dzielnicy Łacińskiej, na rogu ulicy Bucci i Saint-André-des-Arts. Rosyjski zegarmistrz stał się wkrótce znany z tego, że potrafił naprawić każdy zegar. Znoszono mu starowieckie maszynerie, zardzewiałe i pogięte, które on umiał zamienić w cykajšce, wygrywajšce kuranty cacka. Do ciasnego, brudnego warsztatu zegarmistrza-cudotwórcy zaczęli schodzić się coraz bogatsi klienci. Za sztabki złota zegarmistrz umiał cofać zardzewiałe wskazówki tak, by dotykały przeszłoci. Bez słowa brał od otulonych futrami, upiercienionych bogaczy pienišdze, złoto, w zamian oddawał im naprawiony czas. Zegarki cofajšce godziny sprzedawane przez rosyjskiego brodatego zegarmistrza, patrzšcego ponuro spod nasuniętej głęboko czapki, nie mówišcego nic poza jakim niewyranym nuuu, stały się cenniejsze od złota. Zegarmistrz sprzedawał je coraz drożej, aż sprzedał własnš duszę i zniknšł.
_________________
W sieneńskim Palazzo Publico jest obraz Ambrogio Lorenzettiego z roku 1340, pokazujšcy staroć wiata. Zgrzybiałoci il mondo nie symbolizujš kociotrupy, posępni starcy z kosš. Przyroda na obrazie jest wiosenna, figlarno-słowikowa. Że minęło już wiele czasu od dnia stworzenia, można się przekonać, patrzšc na niebo przykrywajšce pejzaż; jest ono zardzewiałe. Lazur przenicowany plamami rdzy.
_________________
* Panowie, minęło już dużo czasu Giugiu uniósł się z krzesła od dnia, gdy Chrystus nas zbawił, to wielki cud. Ale kto nas teraz zabawi? popatrzył wyczekujšco na Jonatana i Wolfganga pijšcych wino.
Giugiu, siadaj. Wolfgang podsunšł mu krzesło. Chrystus zbawił nas od nas samych, widać nic więcej zrobić nie mógł, daj mu spokój.
Nie, nie. Giugiu chciał nadal przemawiać. O Marii Magdalenie mówi się, że będzie jej wiele wybaczone, bo kochała wielu, ale czy jš kochano? Czy kochajšcy jest kochany? spytał pobladłej twarzy Wolfganga.
Jonatan, widzšc czuły umiech melancholii pojawiajšcy się na ustach niemieckiego studenta, wyjawił swe sarkastyczne wštpliwoci.
Wiele wybaczyć jawnogrzesznicy, żadna sztuka, lecz czy Chrystus wybaczyłby jej cudzołóstwo, gdyby była jego własnš żonš, a nie bliniego? Zmieńmy temat, idzie do nas Beba z elegancikiem.
Pomiędzy stolikami sunęła Beba w aureoli różowych piór boa. Stojšce na jej drodze krzesła i wielbicieli odsuwał idšcy przed niš starszy pan przystrojony czarnym garniturem. Beba wycišgnęła na przywitanie rękę opiętš długš koronkowš rękawiczkš podtrzymywanš podwišzkš. Giugiu, Wolfgang i Jonatan ucałowali jednoczenie rękawiczkę, w tym miejscu, gdzie akurat znalazła się na wysokoci ich ust w nadgarstek, palce, łokieć. Dystyngowany pan towarzyszšcy Bebie otulił jš futrem i zamówił dla wszystkich szampana.
Mam dzisiaj urodziny owiadczyła. Rano zjadłam w łóżku urodzinowy tort i zdmuchnęłam wieczki. Fryderyk, mój kochany Fryderyk tak o mnie dba. Położyła głowę na ramieniu starszego pana. Jeżeli za kilka lat Beba wypiła jednym haustem kieliszek szampana wieczki przestanš się miecić na torciku od Fouqueta, to wolę zamiast wieczek jednš gromnicę.
Ostrogami czasu poganiamy życie improwizował Wolfgang. Nigdy nie oswoisz czasu, tej wiecznej bestii, co z pazurami skacze ci do twarzy, by wydrapać coraz głębsze zmarszczki.
Ostatnie słowa zagłuszył stukot kieliszków, kasłanie Jonatana. Beba jak w transie dotknęła swego gładkiego, upudrowanego policzka.
Czy nie uważajš panowie starszy elegant zwrócił się do Wolfganga że życie jest zbyt krótkie na pisanie wierszy?
A tym bardziej na ich czytanie dokończył Giugiu, kopišc pod stołem łydkę poety.
Dajcie spokój dzieciakowi. Czarna rękawiczka Beby pełzła między kieliszkami ku palcom studenta zaciskajšcym się na długopisie. Ile, kochanie, masz lat? Beba pogładziła uspokajajšco dłoń Wolfganga.
Dwadziecia dwa.
Psychicznie masz gdzie z… Beba przypatrywała się Wolfgangowi dwadziecia dziewięć. Czyli jeste siedem lat starszy od siebie samego. Gdy będziesz miał za dwadziecia lat tyle lat co ja, to i tak będziesz o siedem lat starszy ode mnie ucieszona zaklaskała rękawiczkami.
Zgasło wiatło, w głębi sali zajaniała scena i konferansjer składajšcy życzenia Bebie.
Proszę państwa, dzisiaj obchodzi swe urodziny nasza gwiazda, Beba Mazeppo!
Rozległy się owacje, orkiestra zagrała Happy birthday, wniesiono Bebę na scenę.
Życzymy ci, aby spełniły się twoje marzenia. Za te niezapomniane przeżycia, jakich nam dostarczasz co wieczór dzięki swej sztuce, pozwolisz, że w imieniu goci Kabaretu Metafizycznego ofiaruję ci ten oto drobiazg. Wzruszony konferansjer wyjšł ukrywanego za plecami pluszowego kangura. Beba pocałowała i przytuliła zabawkę.
Beba, Beba skandowali, klaszczšc, Amerykanie tłoczšcy się przy scenie.
Mam nadzieje szepnšł konferansjer w mikrofon że wasze ręce sięgnš po co więcej niż oklaski. Wskazał pusty kosz na kwiaty.
Wkrótce widzowie zapełnili go banknotami. Beba zeszła ze sceny, wymachujšc koszykiem i przytulajšc kangura.
Jestem pišca, odwie mnie do domu powiedziała do gotowego spełnić każdš jej probę Fryderyka.
Nasza pišca kurewna wysyczała ledzšca Giugiu Leila, widzšc triumfalne wyjcie artystki odprowadzanej przez wielbicieli.
Do Leili próbujšcej za wšskš kolumnš ukryć swój pokany biust podszedł Jonatan.
Mia bella donna przywitał jš, bioršc w ramiona. Sen jest koniecznociš życiowš, zwłaszcza dla artystów. Popatrzył na tłum ciekawskich podšżajšcych za Bebš. Sen jest konieczny z tej prostej przyczyny, że nie jest odpoczynkiem, lecz narkozš po jawie bez znieczulenia. Nie można funkcjonować całš dobę na żywca. Nie mylę się, prawda? Obejrzał nienaturalnie rozszerzone renice Leili. Mniej prochów uspokajajšcych, więcej ruchu i powietrza pocišgnšł jš za rękę ku wyjciu.
Leila wbiła obcasy w poplamiony dywan.
Chod, Giugiu już tu nie wróci Jonatan pokonywał jej opór. Nie chcesz chyba zostać do rana w tej zapleniałej piwnicy.
Leila dała się wyprowadzić, majšc nadzieję usłyszeć co więcej o Giugiu.
Myli o mnie? Chce wrócić? pytała płaczšc.
Leila, spokojnie. Jonatan wsiadł z niš do zatrzymanej na skrzyżowaniu taksówki. Daj Giugiu czas na przemylenie, nie led go, nie zasypuj listami, nie dzwoń. Rozstalicie się przed kilkoma miesišcami, czyż nie?
Buuu zatkała potwierdzajšco.
Żebycie byli razem, bo nie jestecie, on musi do ciebie wrócić, ale żeby mógł to zrobić, najpierw musi od ciebie naprawdę odejć. Daj mu spokój na jaki czas.
Leila otarła rezolutnie oczy, po czym znowu zatkała.
Nie rozumiem. On jest nienormalny, wyrzuciłam go z domu i on naprawdę się wyprowadził. Szukajšc w torebce chusteczki, upuciła pudełko pastylek. Jestem miertelnie* chora pochwaliła się. Lekarz mi przepisał. Potrzšsnęła tabletkami.
Nie dramatyzuj. Jonatan obejrzał prawie puste pudełko po tabletkach uspokajajšcych.
Mylisz, że udaję? Leila nacišgnęła zsuwajšcš się z ud krótkš skórzanš spódniczkę. Przez trzy dni bolała mnie potwornie głowa. Lekarz odesłał mnie do specjalisty od głowy, no do psychiatry, po tym, jak się okazało, skšd ten ból.
I skšd? Jonatan grzecznie zachęcał Leilę do zwierzeń.
Sama odkryłam skšd. Analizy, badania lekarskie sš kompletnie do niczego. Strata czasu i pieniędzy. Najzwyczajniej mam bardzo ciężki okres. Obejrzałam dokładnie zakrwawionš podpaskę i wydłubałam z niej takie dziwne kawałki tkanek. Przyjrzałam się im dokładniej i zrozumiałam, że to spływajš mi kawałki mózgu.
Taksówka gwałtownie zahamowała przed domem Leili. Wysiedli i zniknęli w ciemnociach, w ciemnociach, w których widać jedynie ciemnoci.
_________________
*Jeżeli życie i mierć sš możliwe, to wszystko jest w życiu możliwe. Nawet to, że wasz anioł stróż jest pedałem albo że elfy i krasnoludki istniejš oczywicie na własnš odpowiedzialnoć oraz pod warunkiem, że nie nadszarpujš paradygmatu rzeczywistoci, bo jeli nadszarpujš, to kto potem musi mozolnie cerować tę rozdartš zasłonę negacji, ale kto? Jednorożce swym startym rogiem? Syreny? Syreny wymarły od chemicznych rodków czystoci zaburzajšcych równowagę biologicznš, bo syrenami zostawały kiedy piękne dziewczyny, co się nie podmywały.
[rys.3]
Giugiu, przestań zajmować się swym nadszarpniętym umysłem, lepiej powięć się analizie mistrzów, co dotychczas robiłe. Jonatan chciał wrócić do lektury Le Monde, przerwanej opowieciš Włocha.
Czemu by nie ucieszył się Giugiu. Co, Jonatan, dla ciebie, o stworzeniu Adama. Pamiętasz tę scenę, gdy Bóg dotyka palcem palca Adama, żeby go ożywić i wycišgnšć z błota, to znaczy z gliny.
Mówisz o Bere… o tym fragmencie Genesis rozdział II, wiersz 7?
Żadnym fragmencie zaprzeczył gwałtownie Giugiu. Cały olbrzymi fresk w Kaplicy Sykstyńskiej. Ja wymyliłem Antysykstynę. Przekartkował notes, szukajšc szkicu. Gdzie się zapodział. Odłożył notes. Wyobracie sobie Giugiu wymachiwał zapalonym papierosem ten sam fresk, ale moment póniej. Brodaty Bóg Ojciec wycišga rękę, chcšc ożywić stworzonego włanie Adama, i już, już ma go dotknšć, brakuje milimetra tak jak na fresku w Sykstynie, lecz widzšc grzech pierworodny, Kaina, a potem resztę ludzkoci, cofa wycišgnięty palec i stuka się nim w czoło. Adam zostaje odrętwiały w błocie. Bóg Ojciec umiechnięty, zadowolony, że uniknšł kłopotów, od których był milimetr. Jak wam się podoba?
Według mnie, malowanie podobizny jest już grzechem, więc reszta twego projektu jest tego naturalnš, grzesznš konsekwencjš. Jonatan starał się być poważny i znudzony.
A według mojego katechety Wolfgang obwšchał papieros Giugiu branie narkotyków jest grzechem. wiństwa uszkadzajšce układ nerwowy.
Ty stuknij się w swój własny układ nerwowy, zanim zaczniesz opowiadać bzdury. Giugiu poczuł się przeladowany przez niepalšcš większoć. Palę delikatne ziółka, jem grzybki, ekologicznie. Żadnych szpryc z chemikaliami. Miewam wrażenia, jakby wstrzyknięto mi kolory; głowa rozpada się na odłamki wietlistych iskier i tęcz. Zrozumcie, że lekkie narkotyki sš katalizatorami wiadomoci. Po grzybkach człowiek wykracza poza czas i przestrzeń. Lewitujesz, grawitujesz, transcendujesz w inne byty, gwiazdy, ocean, rozmawiasz z duchami przodków, ptaków, drzew, rodzisz się, umierasz tysišc razy na wszystkie choroby wiata i jest ci to obojętne, bo jeste absolutem. Kiedy wracasz do zwykłej rzeczywistoci, masz wrażenie, że wchodzisz do przytulnej klatki. Zamykajš się za tobš kolejne bramy, ginš przestrzenie. Zamiast być wędrujšcym, absolutnym punktem wszechwiata, czujesz, że wyrastajš ci ręce, nogi. Zatrzaskuje się nad tobš czaszka oddzielajšca mózg od nieskończonoci wrażeń i dla ukrycia ladów eksplozji głowę porastajš ci włosy. Czego wtedy żal. Tej nieskończonoci, wolnoci. Normalnie nasza wiadomoć uwikłana jest w sieć przyczyn i skutków, w pętelkę czasu. Między pragnieniem a nieskończonociš jest porozumienie. Dla psychiki pragnienie jest tym samym, czym dla fizyki nieskończonoć wiecznym podšżaniem w bezkresie niespełnienia. Ech, żal.
Koniec? upewnił się Jonatan, robišcy notatki na marginesie gazety. Pomijajšc słownictwo, dałe, Giugiu, kabalistyczny wykład o tsimtsum*, czyli historii uwięzienia wietlistych dusz w cielesnoci. Tak jak w twoim opisie musiały czuć się iskry dusze zatrzanięte w ciele człowieka.
Niezła ta kabała, więci i rabini popalajš trawkę, nie? ucieszył się Giugiu.
Nie spoważniał Jonatan.
Posłuchaj, powinno pasować do twojej kabały. Wolfgangowi przypomniały się opowieci siostry pomagajšcej przy porodzie. Hedvig mówi, że narodziny człowieka sš bardzo bolesne, bo człowiek ma za dużš głowę. Tak dużš, że przy porodzie nacina się krocze kobiety, by nie pękło. Po grzechu pierworodnym Bóg skazał Adama na ciężkie roboty, a Ewę na bolesne porody. Przed popełnieniem grzechu prarodzice mieli małe łebki, ale zjedli owoc z drzewa poznania i stali się inteligentniejsi, przez co urosły im nadmiernie głowy. Gdyby człowiek nie mylał, miałby mały łebek i nie cierpiałby, przynajmniej podczas porodu. Ciekawe, prawda?
Nie zaprzeczył Jonatan. Wy nie rozumiecie, o czym mówicie, wy niczego nie rozumiecie. Jaka kabała? Jakie grzybki i porodówki?
Przepraszam, ale czego my nie rozumiemy? Ciemne oczy Giugiu były załzawione od dymu.
Tego, że ja nic nie rozumiem.
_________________
Pierwsze w dziejach ludzkoci wykopaliska archeologiczne miały sens metafizyczny. Wyprawa prowadzona przez Szymona Maga około 1930 lat temu (o Szymonie Magu wspominajš Dzieje Apostolskie) nie interesowała się zaginionymi cywilizacjami. Przekopujšc piaski pustyni, próbowała odnaleć skorupy pragarnka pękniętego podczas kosmicznej katastrofy, czyli tsimtsum. Bóg w glinianym garnku złożył boskš energię. Jej siła rozbiła glinę. Iskry bożej wiatłoci rozproszyły się poród ciemnoci i ugrzęzły w materii. Zbawienie siebie, Boga, wiata polegać by miało na uwolnieniu owych bożych iskier. Szymon Mag i jego wyznawcy, przeszukujšc piaszczyste wydmy, myleli logicznie: Skoro mamy duszę będšcš iskrš bożš, to należy jej przywrócić stan mocy sprzed tsimtsum. Rozumowali praktycznie: Kiedy już iskrę bożš wydobędziemy z materii, trzeba będzie jš złożyć w pragarnku, tam gdzie było jej miejsce na poczštku. Należy więc odnaleć skorupy garnka i je skleić. O tym, czy szymonianie odnaleli garnek, można by się dowiedzieć, organizujšc wyprawę archeologicznš w poszukiwaniu ich zasypanych piaskiem szkieletów, bowiem o póniejszych losach sekty ródła historyczne milczš.
_________________
Interesujš państwa zapewne pisarze żyjšcy w Paryżu. Zacznijmy od Montmartreu mieszkał tam w latach czterdziestych i pięćdziesištych Celinę, autor ksišżki o ohydzie życia, zatytułowanej Podróż do kresu nocy. W czasie wojny robił to, co zazwyczaj; leczył chorych (był cenionym lekarzem), hodował koty (cenił je za brak opinii literackich) i pisywał (niezbyt pochlebnie) o Żydach. Po wojnie uznano słusznie Célinea za nihilistę, antysemitę i kolaboranta. Pochodzenie nihilizmu i antysemityzmu nie jest dokładnie znane, unikano więc Celinea na wszelki wypadek. Jak zarażonego. Osamotniony pisał: Życie ma tyle smaku, że czuję się nim zniesmaczony. Pogarda dla głupców i intelektualistów, czyli dziewięćdziesięciu dziewięciu procent ludzkoci, oraz chęć dotknięcia kresu samotnoci doprowadziły go do zjedzenia własnych kotów*.
Poniżej Montmartreu, w dziewiętnastowiecznym domu, niegdy hotelu, powiesił się nocš 25 stycznia 1855 genialny pisarz romantyczny Gérard de Nerval. Hotel, w którym go znaleziono zawieszonego u sufitu, znajdował się na rogu ulic Latarni i Ciemnoci. Nerval był geniuszem, znana jest więc data jego mierci, ulica, także numer pokoju hotelowego, w którym skonał. Nikt natomiast nie zajšł się uwiecznieniem pamięci grafomana Paryża lat siedemdziesištych, który w przypływie natchnienia obgryzł sobie palce prawej ręki, wbił w nie stalówki i zasmarowujšc papier, umarł z upływu krwi.
Nie wszyscy piszšcy umierajš mierciš samobójczš. Sš i tacy, co umierajš długo, godnie, w męczarniach. Potem przepyszny kondukt żałobny odprowadza trumnę znanego pisarza na sławny cmentarz P?re-Lachaise. Tak było w przypadku Oscara Wildea, majšcego na paryskim cmentarzu wspaniały pomnik z białego marmuru. Wilde umarł na raka penisa. Odkrawano mu go po kawałku, w miarę postępu choroby. wieżš ranę przykrywano surowym cielęcym mięsem, którym według ówczesnej medycyny można było załagodzić apetyt raka. Pochodzenie tej miertelnej choroby i metoda jej leczenia, podobnie jak w przypadku nihilizmu, nie były znane. Mówiono, że rak penisa jest karš bożš za sodomię Wilde przesiedział półtora roku w więzieniu za deprawowanie lorda Alfreda Douglasa. Proszę, dokšd prowadzi życie artystyczne notował w celi co z tego, może ono prowadzić do miejsc o wiele gorszych. Z więzienia pisał Wilde do swego kochanka listy dorównujšce najlepszym homiliom. Oto jeden z fragmentów: Moment nawrócenia jest momentem inicjacji. Więcej, jest czym, przez co zmieniamy przeszłoć, jest to skarb chrzecijaństwa. W gnomikach greckich jest przecież napisane: Nawet bogowie nie umiejš zmienić swej przeszłoci.
Na tym samym cmentarzu, w romantycznej alei pod dębami, stojš dwa marmurowe sarkofagi: Moliera i La Fontainea. Zostały tam ustawione w czasach, gdy nowo otwarty w 1802 roku cmentarz P?re-Lachaise nie byt jeszcze ? la mode i wymagat reklamy. Grobowce Moliera i La Fontainea sš puste. Nie można było odszukać szczštków tych dwóch słynnych ludzi pióra. Nie znaczy to, że nic w owych grobach nie ma; zatrzanięto w nich powietrze. Powietrze to pneuma, pneuma to duch, a Duch więty natchnienie proroków i poetów tchnie, kędy chce.
_________________
Te koty zostały nasłane przez czterech rabinów reformowanych na przeszpiegi. Problemem było, czy nie czyni się zwierzakom krzywdy, bo przecież u takiego antysemity kocięta nie będš jadły koszernie. Cały plan popierany skrycie przez Sanhedryn o mało nie upadł, lecz stwierdzono, że nasłane kocięta nie muszš jeć koszernie, skoro już mylš koszernie. Podstawiono więc niewinne kocięta temu Célineowi, żydożercy, i on je oczywicie zjadł, ale nie z antysemityzmu, tylko z nihilizmu.
_________________
* Czy obrzezany członek jest koszerny? spytała Beba, odkrawajšc widelcem kawałek befsztyka.
Giugiu miał się, widzšc zdziwionš minę Jonatana.
Ona jest dziewicš, wybaczcie pannie naiwne pytania.
Beba wzruszyła ramionami i oblizanym widelcem poprawiła róże wpięte we włosy.
Oj, wy mężczyni jestecie jak dzieci.
Tyle, że z tych dzieci wyrastajš mężczyni. Giugiu umiechnšł się ogólnie, nie wiedzšc, kogo obdarzyć wyłšcznociš swej odpowiedzi.
Czemu Wolfgang je sałatę, a nie chce jeć mięsa? Beba po zjedzeniu befsztyka zainteresowała się apetytem swych goci.
Studentowi nie udało się zakryć sałatš ciekajšcego krwiš kotleta, którego nagoć przezierała sporód zielonych listków.
Wegetarianie wegetujš ostrzegł Giugiu. Czy wiecie, że to, co jemy, wpływa na nasze życie po mierci? Łapczywie nałożył sobie na talerz porcję sałatki. Mój wujek z Ameryki umarł pięć lat temu. Giugiu zapił sałatkę piwem. Potem umarła jego druga żona. Otworzono dla niej grób i znaleziono w nim rozpadniętš trumnę wujka oraz jego nienaruszone przez robaki ciało. Agenci z zakładu pogrzebowego powiedzieli, że teraz coraz więcej nieboszczyków się nie rozkłada, bo pożywienie zawiera za dużo rodków konserwujšcych. Zamiast rozpać się w proch, trupki sš konserwowane jak marynaty. Niedługo wszystkich trzeba będzie palić, inaczej się nie rozłożš. Biedny wujek westchnšł Giugiu. On nawet życia nie miał łatwego. Był Sycylijczykiem, ożenił się z Amerykankš nowoczesnš, wysportowanš, zaradnš, i po pół roku małżeństwa miał jej doć. Uciekł do Ninetty, też Włoszki z Neapolu. Zamieszkali razem w Nowym Jorku przy Wschodniej ulicy, numer 130.
Ninetta ugniatała codziennie ciasto na pizzę, makarony. Była piękna, milczšca i pobożna. Amerykanka przyszła do ich malutkiego mieszkanka, żeby umrzeć albo popełnić samobójstwo z zazdroci, to nie jest dla mnie do końca jasne. Przed mierciš wymusiła na wuju obietnicę zostawienia jej ciała na ich jedynym stole, porodku mieszkania. Wuj dotrzymał danego słowa, przecież ostatnia wola umierajšcego jest więta, niedotrzymanie jej przynosi nieszczęcie. Co więcej, złamanie słowa danego przez Sycylijczyka jest dla niego stratš honoru.
Amerykanka nie miała grama tłuszczu, bardzo szybko wyschła i się rozsypała. Ninetta codziennie cierała kurze, ciereczkš zbierała ze stołu resztki po pierwszej żonie wuja. Wuj i Ninetta byli biedni, ale szczęliwi. Mieli tylko ten jeden stół, na nim Amerykankę rozsypujšcš się z zemsty. Amerykanka mciła się, rozpadajšc na kurz i proch, bo była nowoczesna i niewierzšca, na szczęcie, inaczej nawiedzałaby dom wuja jako zmora. Wuj i Ninetta byli katolikami, więc się niewierzšcej Amerykanki na stole nie bali. Po dwóch latach, podczas wielkich porzšdków wielkanocnych, Ninetta wsypała szufelkę pełnš resztek Amerykanki do worka mieci. Starła do czysta stół.
Dlaczego Amerykanka się rozpadła, a wujek zakonserwował? Wolfgang zastanawiał się nad opowieciš Giugiu o namiętnoci, mierci i miłoci.
To przedwojenna historia. Wuj ożenił się z Amerykankš na poczštku lat dwudziestych, wtedy nie było konserwantów. Umarł niedawno, miał więc czas najeć się chemikaliów.
Jonatan popijał kawę, gryzł koszernš czekoladę przyniesionš w przetłuszczonym papierze. Radoć ze słodyczy zastšpiła mu przyjemnoć rozmowy. Beba nerwowo skubała kwiaty we włosach. Tęsknota za wymarzonym mężczyznš przestała być smutkiem dostrzegalnym tylko w jej błękitnych oczach. Także mieszkanie Beby, wyłożone aksamitem, dywanami, zapełnione bibelotami, stawało się coraz smutniejsze. Niegdy błyszczšce tkaniny i porcelanę pokrył kurz. Fotografie z występów kabaretowych zawieszone w salonie powleczone zostały warstwš smutku; usta Beby przestawały się umiechać, niegdy sterczšce łechtaczki oklapły. Perwersja cieknšca spomiędzy jej rozstawionych nóg też wydawała się nostalgiczna.
Giugiu, nie zważajšc na głębię przemyleń Wolfganga opowiadajšcego o mitologicznych wędrówkach przez zawiaty, poprawiał jego błędy we francuskim.
Nie mówi się pomierć*, mówi się życie pomiertne. I skończ już z tymi makabrycznymi historiami o piekle, czyćcu i sšdzie ostatecznym. Jestem pewien, że w rezultacie nie będzie ważne, czy X kradł, czy Y cudzołożył. Nie będzie żadnych scen dantejskich z tłumem postaci. Zbawiona za będzie wyłšcznie ochra, zieleń i róż indyjski i nikt, i nic więcej. Kropka.
Babcia mówiła mi, gdy byłam małš dziewczynkš przypomniało się Bebie że wszyscy zmartwychwstanš oprócz leniuchów, którym nie będzie się chciało wstać na porannš mszę.
Wolfgang ucałował dłoń Beby.
Pani ma zawsze rację.
Czy można uniknšć mierci? spytała Beba oczu Wolfganga błagalnie w niš wpatrzonych.
Owszem, trzeba wczeniej umrzeć. Jonatan skończył jeć czekoladę i oglšdał swój pozłacany zegarek. Jak dla nas to już póno, czas się pożegnać.
_________________
* Spotkałam cię po mierci,
ale ty mierdzisz.
Gdybym spotkała cię za życia,
chciałabym przepis twego użycia.
Wolfgang zanotował kuplet. Dlaczego piszę bzdurne piosenki, dlaczego przestaję myleć wyłšcznie o Bebie i zajmuję się tekstami dla włoskiej piewaczki. Staczam się, staczam coraz niżej, poniżej sztuki. Wystarczy, że znam numer telefonu Beby, żeby się zaczšć zapominać. Jeden ucisk dłoni, pocałunek i proszę, tekst pioseneczki zamiast poezji, może jeszcze refrenik dla baletu: Niech metafizyczne bydlštka hasajš po łškach nieodpowiedzialnoci szpagat, kankan, Wisznewski. Jan Maria Kranz-Wisznewski urodzony w Breslau, doktorant Husserla. Mój sšsiad i mistrz. Obiecałem mu, że odwiedzę więte miasto w Polsce, centrum metafizyczne wiata, gdzie kilometr pod ziemiš pulsuje czakra wszechwiata. Od owej czakry promieniujšcej energiš kosmicznš spaliła się przed milionami lat ziemia, zwęgliły skały. Teraz sš tam kopalnie węgla. W nazwie więtego miasta zawarta jest informacja dla wtajemniczonych centrum bytu. Bytom, co po słowiańsku znaczy byt, Sein, i więta sylaba sanskrytu OM. Nie byłem w Bytom, Wisznewski umarł, a ja siedzę w Paryżu i próbuję zrozumieć, czym jest sztuka i miłoć, czyli Beba Mazeppo.
Wisznewski miał dar nazywania, heideggerowskš zdolnoć przywoływania słowem rzeczy i sensu. Pasterz bytu można było o nim powiedzieć, gdy w ostatnie dni swego życia, rozrywany bólem skręconych kiszek, mówił o pierdnięciach wydobywajšcych się z napuchniętego brzucha: westchnienia wzgardzonej materii. Wisznewski tęsknił za miastem Bytom, wspominał polskš narzeczonš. Kiedy był już bardzo chory, leżał całymi dniami w łóżku przy otwartym oknie. Pewnego dnia wleciała do pokoju biedronka. Położył jš sobie na ręku i mówił, że to jest polski robaczek, bo jego narzeczona całowała biedronki i wysyłała do nieba po kawałek chleba. Robaczek polski, porusza się ruchami robaczkowymi w kierunku patriotycznym definiował biedronkę zamierajšcš wród oparów gazu unoszšcych się nad jego łóżkiem.
Mój drogi Wisznewski, gdzie teraz jeste? Gdzie ja jestem? Gdzie jest Jonatan? O, ten jest na pewno w swojej żydowskiej dzielnicy.
W sklepiku przy rue Vieille du Tempie Jonatan sprzedawał wypatroszony drób. Z belki nad ladš zwisały oskubane szyje gęsi i kaczek. Kurze kuperki były niedwuznacznš zachętš do rosołu.
Martwi cię, że ucisk dłoni Beby, jej pocałunek na pożegnanie osłabiły twoje uczucie, że wkradło się co na kształt rozczarowania w idealny obraz miłoci? Jonatan oparł się o mosiężnš kasę. Wolfgang przerywał swe zwierzenia, gdy do sklepu wchodzili klienci i wskazywali kurę albo gę. Jonatan odczepiał ptaka z haczyka, rozkładał mu skrzydła, skubał niebieskawš skórkę, wšchał, cmokał z zadowolenia, ważšc. Owijał drób papierem, wrzucał do zgrzytajšcej kasy pienišdze i żegnał klientów, komplementujšc ich rozsšdek w wyborze drobiu oraz jego sklepu.
Wolfgang, dotknięcie Beby wywołało twojš chęć wycofania się. W waszej kulturze kontakt fizyczny, chociażby dotknięcie, jest czym nagannym. Nie zaprzeczaj, cywilizacja Zachodu wywodzi się od starożytnych Greków; Arystotelesa, Platona. Platon wymylił miłoć platońskš, Arystoteles za w Etyce nikomachejskiej napisał, że zmyl dotyku jest dla nas wstydem, to znaczy dla was, bo tak naprawdę to miłoć jest objawieniem, inicjacjš, rewolucjš, nie wstydem. Musisz więc na własny użytek przewartociować pojęcia tej cywilizacji i albo grzech, wstyd, rozczarowanie, następnie rozpacz nad niespełnionš miłociš, straconym życiem, albo pełnia przeżycia oraz sztuka i Beba poza dobrem i złem. Nie masz innego wyjcia. W tym stanie wiadomoci, w jakim jeste, z całym obcišżeniem cywilizacyjnym nie możesz się oddać wyłšcznie przeżyciu miłoci. Cywilizacja jest bełkoczšcym zakłamaniem, miłoć milczšcš prawdš. Albo zniszczysz swojš miłoć, próbujšc znaleć dla niej miejsce w swoim cywilizowanym wiecie hipokryzji, albo zniszczysz swój rozsšdek, by przyjšć uczucie. Zaledwie dotknšłe Bebę, twój ideał, miłoć, a już poczułe, że skalałe jš tym wiatem. Stšd chęć samoukarania ucieczkš, wstydem.
Czyli Beba i tylko Beba* oraz sztuka albo spokojne bytowanie.
Beba jest poza układem, mimo że występuje w Kabarecie Metafizycznym. Jej sztuka obala kanony estetyczne cywilizacji Zachodu, lecz to sztuka Beby przetrwa, a nie sztuka uznana przez tę cywilizację; ta cywilizacja już ginie. Nie masz więc wiele do stracenia. Cywilizacje ginš nie dlatego, że ginš ludzie, ale dlatego że ginie ich wytłumaczenie. Najlepszy dowód, że ty przychodzisz do mnie, pobożnego Żyda, proszšc o wytłumaczenie własnych uczuć i lęków.
Przychodzę do ciebie, bo jeste moim przyjacielem.
W porzšdku. Jako przyjaciel mogę ci poradzić, żeby popatrzył na dręczšcy cię kłopot z dystansu. Oddal się od niego na tyle, żeby w ogóle przestał go widzieć. Idealna recepta na nierozwišzywalne problemy. W twoim przypadku jednakże jest szansa, że dasz sobie radę z miłociš do Beby. Niepokoi mnie natomiast twoje zaprzštnięcie uwagi zmarłym sšsiadem Wisznewskim. Nie myl o zmarłych, daj spokój tym, co odeszli. Oni by chcieli, żeby wspominał ich twarze, słowa dzięki twoim wspomnieniom mogš znowu istnieć. Szepczš bezustannie zza całunu mierci, zagłuszajš wspomnieniami twój własny wewnętrzny głos. Uważaj, to mogš być prawdziwe dybuki, wampiry zabierajšce ci życie, by żyć twojš chwilš. Zabierajš czas nie dla nich stworzony. Oni już umarli. Karmiš się czasem pokruszonym tak skšpo na dni, godziny dla nas żyjšcych, oni, którzy sš już w wiecznoci.
Widzisz, lubię przychodzić do Kabaretu, oglšdać Bebę otulonš wyleniałym boa. Pierzasty wšż wokół jej szyi przypomina mi o kuszeniu w raju. Wšż namawiał Adama i Ewę do zejcia w jego wiat, wiat przemijania, czasu, mierci. Wšż zrzuci skórę, odmłodnieje, a my… Jonatan, poprawiajšc myckę, potršcił rękš zwisajšce mu nad głowš trupki wyskubanego drobiu. Sam widzisz.
Nie martw się. Wolfgang przemylał odrzucenie cywilizacji Zachodu sprzecznej z miłociš do Beby. Dotychczas sšdzono, że Heraklit miał do powiedzenia o czasie pesymistycznie wyłšcznie to, że nie da się dwa razy wejć do tej samej wody. Archeolodzy, szukajšc wyprawy Szymona Maga, natrafili na gliniane tabliczki zawierajšce dalszš częć sentencji greckiego mędrca. Okazuje się, że według Heraklita nie można dwa razy wejć do tej samej wody, bo to niehigieniczne. Idę do Beby. Ucałował Jonatana i wybiegł ze sklepu.
Jonatan podszedł do witryny nastroszyć wypchane ptaki. Popatrzył przez zabrudzonš szybę na ulicę; Żydzi w długich płaszczach przechadzali się powoli, witajšc ze znajomymi. Podšżajšce za nimi dostojne cienie, wydłużone zachodzšcym słońcem, tratowały sportowe buty turystów.
Zburzono nam wištynię zamylił się Jonatan. Tyle trudu, tyle cierpień, by jš odbudować, i znowu gruzy. Została ciana Płaczu. Gdyby w Jeruzalem odbudować zamiast wištyni chociażby jej cień?
_________________
* Bebo, spotkajmy się, natychmiast. Muszę paniš widzieć. Wolfgang błagał słuchawkę ulicznego automatu.
Najwczeniej za dwa tygodnie, w czwartek. Zaspanym głosem odpowiedziała Beba.
Czwartek? Czwartek w stosunku do czego? Wolfgang precyzyjnie porzšdkował fakty*.
Zaraz sprawdzę nieprzytomnie sięgnęła po kalendarz leżšcy na nocnym stoliku.
W czwartek 10 grudnia, o godzinie 18.
U ciebie?
Tak, u mnie.
_________________
* Co ty kombinujesz? Zaniepokojony Giugiu obserwował rozlatane ręce Wolfganga, chwytajšce na przemian za zeszyt lub kieliszek. Od wtorku miejsca sobie znaleć nie możesz. Przyłazisz do mnie o pištej nad ranem, budzisz wieżš narzeczonš, ona podejrzewa, że chcesz mnie jej odbić, bo natychmiast pakujesz się nam do łóżka i przemawiasz, przemawiasz, jakby chciał mnie do czego namówić. Do czego, mój kochany Wolfgangu, do czego to prowadzi?
Odkryłem zmowę, spisek. Student zagryzł pobladłe wargi, jakby w obawie, że niechcšcy powie zbyt dużo.
Bezlistne gałęzie drzew Ogrodu Luksemburskiego układały się w jesienne ornamenty. Giugiu nie chciał podnosić oczu na bezlitosny błękit, uwłaczajšcy jego poczuciu piękna i dobra. Nie ma zimniejszego koloru niż ten jesienny, paryskiego nieba.
Wolfgang był blady, jego słomiane włosy też były blade. Posiniałe zagryzaniem wargi zakrzepły w grymasie niezadowolenia. Do ogrodowej kawiarni szedł powoli Jonatan, zagarniajšc licie połami długiego czarnego płaszcza.
Wolfgang wykrył spisek. Przywitał go Giugiu.
Jeli nie służy ten spisek Bogu, to spisek ludzki. Jonatan usiadł naprzeciw Wolfganga. Arcyludzki. Popatrzył na wampirycznie pochudłš twarz studenta, jego rozszerzone renice zakrywajšce niemal szare tęczówki.
Zrobiłem dzisiaj co bardzo złego, zabiłem, ale i co bardzo dobrego, bo zrobiłem to z miłoci.
Giugiu jęknšł i złapał się za głowę. Jonatan, nie odrywajšc wzroku od Wolfganga, milczeniem zachęcał go do mówienia.
O wicie poszedłem nad jezioro do Lasku Bulońskiego. Trudno powiedzieć: poszedłem, ja tam byłem. Istniałem tylko ja w pięknie oparów porannego jeziora. Stężała szronem trawa, nad niš mgła i z tej mgły motyl. Nie łapałem go, nie wołałem. Bylimy sobie przeznaczeni. On usiadł na moim ramieniu, stworzonym od zawsze na ten moment spotkania. Znieruchomiałem, by go nie spłoszyć. On zadrżał. Poczułem pulsowanie jego i mojej krwi. Podałem mu ostrożnie rękę i odpišłem niš spodnie. On jakby na to czekał, zaczšł spacerować wzdłuż obrzmiałego jego pięknem członka. Miłonie trzepotał skrzydłami, naganiajšc rozkosz. Chodził coraz szybciej, chcšc otrzeć się o miejsca, z których zsuwałem skórę dla niego, dla jego puszystych skrzydeł. Wytrysnšłem w dłoń nektarem miłoci, zanurzyłem w nim motyla. Poczułem wtedy rozkosz jego prężšcego się odwłoka, omdlewajšcš rozkosz zanurzenia w miłoci. Poczekałem, aż się wypełni… utopiłem go…
Giugiu deptał wyschnięte licie.
Historyjka jak o umiechu smoka: umiechnšł się smok do smoka i wygryzł mu pół oka.
Zgrzeszyłem. Głos Wolfganga zawahał się między pytaniem a samooskarżeniem.
O la la, czuć w powietrzu swšd palonych dusz* zatroskał się Giugiu.
Grzech jest cenzurš podwiadomoci. Jonatan popatrzył przed siebie na drzewa. Nieistotnym detalem osobowoci. Co z tym spiskiem?
Przez alejkę przepełzał linišcy się basset.
Rasy psów to hodowanie wad genetycznych, horror Giugiu naszkicował zadek oddalajšcego się basseta. Musi istnieć genetyczny kod wiata; szakale, hieny, dingo sš okay, ale nie te spotworniałe hodowlane pieski. Widziałem bardzo słuszne graffiti w metrze: Pierdolić chromosomy. Naw…
Jonatan rzucił w Giugiu gałšzkš.
Silenzio, signore, grozi nam spisek.
Zrozumiałem, że nie ma masochizmu powiedział Giugiu. Skoro cierpienie przeżywane jest jako rozkosz, to nie istniejš masochici lubujšcy się w bólu, przyjemnoć nie boli. Jeli nie ma masochizmu, to może nie ma sadyzmu. Obywatele, jeszcze jeden wysiłek i staniecie się wolni! markiz de Sade namawiał do rewolucji. On pragnšł rewolucji umiercajšcej, zadajšcej ból jak droga krzyżowa. Czynienie zła wbrew sobie, zgodnie z wolš deistycznego Boga okrutnej natury jest rodzajem oczyszczajšcej ascezy. Odkrywaniem okrutnej prawdy o swojej własnej naturze. Obywatele, jeszcze jeden wysiłek i… mnie zrozumiecie. Markiz chciał samoudręczajšcej rewolucji, sadyjskiej pokuty. Cierpi tylko sadysta, zadajšcy zło wbrew sobie i sobie samemu. Masochista nurza się w bólu dajšcym mu rozkosz. Tak więc nie istnieje podział na sadystów i masochistów. Masochici nie istniejš. Istniejš wyłšcznie sadyci dręczšcy samych siebie, dzięki czemu postępujš na drodze doskonałoci. Doskonalenie się jest przyjemnociš, chociażby bolesnš, co znaczy, że udręczony sadysta zadajšcy cierpienie jest własnym masochistš i…
Jeszcze jedno zdanie przerwał Wolfgangowi Jonatan i stanę się sadystš samego siebie. Stop. To twój spisek, rad sobie z nim sam. Nie mam zamiaru zaczynać dyskusji o słoniach i żółwiach. Nie znacie? Był kiedy spór metafizyczny. Na czym trzyma się Ziemia. Ci, co sšdzili, że na czterech słoniach, to oczywicie zacofani idioci, nie majšcy pojęcia o prawdziwej nauce. Ale tych, co uważajš, że Ziemia oparta jest na grzbietach szeciu żółwi, nie czterech, trzeba zwalczać, bo sš niebezpieczni.
Najniebezpieczniejsze sš kobiety. Słonie, żółwie, sadyci to nic. Giugiu rozpišł wełniany płaszcz, wystawiajšc twarz do słońca. Ledwo co pozbyłem się Leili, a już zagniedziła się u mnie następna Samica. Giugiu, nie otwierajšc oczu, założył przeciwsłoneczne okulary. Obecna Samica jest mniej skomplikowana od Leili, dlatego jš wybrałem, ale też ma niezłš delirę. Ładna jest, Wolfgang jš widział, ciało zawodowe. Kilka razy nim zarabiała, gdy skończyła się forsa. Miała jednak pecha, trafiła na irlandzkiego sutenera-katolika. Zamiast jej bronić przed konkurencjš, wysłał samš na ulicę i się uchlewał: Id, id mówił będę się modlił, żeby ci się nic nie stało. W dzień więtego Patryka, patrona irlandzkich pijaków, wyszedł z Samicš na spacer. Poderwali kilku klientów, co nie chcieli zapłacić. Okazało się, że faceci byli policjantami i aresztowali Irlandczyka. Potem wio, ekstradycja do ojczyzny. Samica została w Paryżu, sprzštała w dobrym domu u Państwa. Pan dopłacał jej za usługi sypialniane. Kiedy Samica zostawiła w sypialni majtki. Nosi takie koronkowe, malutkie, ledwo co nacišgnięte na dupeczkę. Pani zrobiła awanturę, spoliczkowała Pana, Samicę wyzwała od najgorszych i wyrzuciła na ulicę. Tam jš znalazłem, zapłakanš, pijanš, ledwo się trzymajšcš na cudownych nogach przy barze pełnym oblenych typów. Majtki, no co, że majtki zostawiłam, ciepło było szlochała do szklanki wódki. Mogłam zostawić co bardziej intymnego, na przykład pochwę. Wzišłem Samicę do siebie. Odchowałem i się zagniedziła. Jest wykwintna, nauczyła się tego u Państwa. Rano sok pomarańczowy, chlebek czekoladowy, jajeczko na twardo z kawiorem. Nie ma kawioru? Ależ kochanie wypluwa to, co zostało z porannego kochania. Mamy wieżutki kawior z ciebie. Nie szkodzi, że biały, smak ten sam. Wolfgang, ty jeste poeta; nektar miłoci, kwiatki, motylki. Samica ma ze mnie po prostu kawior. Naznosiła do domu talerzy, wazoników, sukienek i nie zamierza się wyprowadzić.
Nie robi ci awantur jak Leila, scen zazdroci, nie ma depresji, kryzysów nerwowych? pytał Jonatan. No to zostaw jš u siebie, tobie potrzebna jest kobieta.
Potrzebna, ale nie jedna. Nie można wytrzymać długo z jednš. Czasem nachodzi mnie pytanie, czy jeli kocha się z kobietš tak długo, aż ona umrze, to jest to nekrofilia czy tylko roztargnienie.
Ależ wybacz. Wolfgang przestawił swoje krzesełko w cień. Tobie nic takiego nie grozi. Czy ty kogokolwiek naprawdę kochałe?
Tak, moich rodziców, tyle że oni sš temu niewinni.
Bim-bam, bim-bom, niedzielne dzwony kocioła Saint-Sulpice dopełniły niedzielny krajobraz Ogrodu Luksemburskiego.
Wolfgang Zanzauer 5 XII 94 Londyn
4 rue Mandar
75002 Paris
Bebo, Bebo, proszę zadzwonić do mojego weterynarza, bo on się mojš duszš* zajmuje, co jš tracę, gdy na to wszystko patrzę. Życie, być może, nie ma sensu, Bebo, z tego powodu nie trzeba mu go jednak odbierać. Straciłem już wiarę w to, że możesz mnie pokochać. Straciłem wiarę we wszystko, żyję w jednoosobowym klasztorze dla niewierzšcych. Chciałem od ciebie, Bebo, uciec, żeby zapomnieć. Ty mnie nie kochasz, choćby mi się wyrżnšł dodatkowy chuj mšdroci, ty mnie nie pokochasz. Miłoć nie zależy od płci, miłoć zależy od duszy. Zboczeńcem jest ten, który kocha tylko kobiety albo mężczyzn, bo wtedy kocha płeć, a nie człowieka. Ja bym cię kochał, choćby była mężczyznš, motylem, kamieniem przydrożnym. Ty szukasz mężczyzny-kangura, nie miłoci.
Uciekłem do Anglii. Nie wytrzymałem tam jednak dłużej niż dzień. Byron, Shelley już nie żyjš, Bebo. W każdym razie podróż statkiem była romantyczna, można było rzygać. Moim towarzyszem podróży był owinięty długš białš sukniš i turbanem wieniak z Algierii. Stalimy oparci o burtę statku, patrzšc na niknšcy brzeg Francji, i Arab nie mógł się nadziwić, dlaczego Anglia jest wyspš. Przecież chrzecijanie, tak jak muzułmanie, powinni trzymać się razem.
Nocš, Bebo, morze przelewało się w ciemnoć. Zamglona latarnia morska na angielskim brzegu owietlała samš siebie. Byłem w Londynie. Chodziłem po pubach, muzeach. Próbowałem zapomnieć. Obejrzałem kolekcję mumii w British Museum. Wszędzie walka z pamięciš; sarkofagi pokryte szczelnie, nawet od wewnštrz, hieroglifami przedmiertnymi notatkami, żeby nie zapomnieć, co powiedzieć strażnikom ciemnoci, bogu z głowš psa, kota, własnš twarzš.
Egipska Księga Zmarłych:
Za podwójnym Ofiary
Horyzontem snu* Składane
Spotkasz Bogini
Ptaka Nieba
Opowiedz mu Kiedy żyłe
Być może te hieroglify nie były pomiertnš instrukcjš, lecz wspomnieniami z życia:
Fellachowie przynieli dobre Napisał Ramon
piwo z parafii Amona
i upilimy się w Górnym Egipcie.
dzień po wylewie Nilu
Bebo, najdroższa, nie potrafię cię zapomnieć. Bebo, Bebo, nie chcę być żebrakiem Twej miłoci. Gdy Cię nie widzę, nie widzę piękna. Wracałem do Paryża przez Amiens. Widziałem z daleka wieże tamtejszej katedry. Po peronie w Amiens chodzili ludzie o twarzach maszkaronów.
Nie mogę się doczekać naszego spotkania.
Twój Wolfgang
_________________
pię, ze mnš tylko więci, bo oddajš za to dusze. Ty kim jeste? Leila spacerowała przed bramš P?re-Lachaise, czekajšc na Giugiu. Wyobrażała sobie ich spotkanie. On powie wtedy: Zwariowała.
O nie, mój drogi, nie zwariowałam. Byłam w ciemnociach, strasznych ciemnociach, to prawda. Nie widziałam w nich nikogo z was, może jakie lady; wiersz, kawałek rzeby, napis na murze.
Dlaczego chciała się zabić? Po co próbowała się wieszać na jakiej pacjentce?
Łóżka szpitalne sš za niskie, w pokoju nie było klamek, okna zamknięte. Tylko ta wielka katatoniczka stała godzinami oparta o cianę, sztywna jak kłoda. Przywišzałam jej sznurek do szyi i zacisnęłam pętlę. Zapytała mnie, w jakim celu. W celu mierci odpowiedziałam. Według ciebie na czym miałam się powiesić? Powiedz, na czym? Dlaczego nie przyszedłe mnie odwiedzić?
Kiedy wreszcie zrozumiesz, że z nami koniec, że do ciebie nie wrócę?
Ja nic nie odpowiem. On będzie chciał odejć.
Modlę się za nas powiem mu na pożegnanie. Chodzę na czerwone msze.
Co to za msze?
Kapłan zabija owcę albo cielę w krypcie i pijemy krew.
Jakie to wyznanie?
Pierwsze, prawdziwe, naszych przodków. Zbieramy się nocš na P?re-Lachaise, czynišc nasze obrzędy.
Wiesz, że to nielegalne.
Prawdziwa wiara zawsze była przeladowana. Pokażę mu tatuaż na ręku. Znak wtajemniczenia.
Uważaj na siebie. Pocałuje mnie chłodno w policzek i zejdzie szybko do metra.
Pojedzie do Jonatana.
Leila zwariowała. Oprze się rękoma o ladę sklepowš. Szpital jej nie pomógł. Szaleństwo.
Jonatan podniesie palec i na tle oskubanych kurzych wisielców powie:
Szaleńcy boży, jakiejż łaski doznali, z litoci bożej rozum im odebrało, by się dłużej nie męczyli.
Zamknij lepiej sklep i chodmy na piwo do Jo Goldenberga. Giugiu popatrzy proszšco na Jonatana. Kiedy wreszcie to się skończy, ten koszmar z Leilš.
Jonatan rozumiejšco nic nie odpowie.
Giugiu, koszmar i wiat skończš się w 2359, spójrz na zegarek. Leila wyjęła z torebki potłuczony elektroniczny zegarek, którego zielone cyfry pokazywały godzinę 22.30 bo więcej nie ma na liczniku.
_________________
* Kim jestem? Erotyczny znak zapytania.
Nie wiem nawet dokładnie, gdzie żyję. Co mnie to wszystko wokół obchodzi. Jazgot, wrzaski, sponad których wyrasta Statua Wolnoci tutejsza paryska, na Łabędziej Wyspie porodku Sekwany, zzieleniała z nadziei, czy ta druga wielka, nowojorska. Ustawili jš tak wysoko, żeby nie mógł jej splunšć w twarz. Statua Wolnoci, symbol wolnego wiata, trzyma w łapie największy wibrator, którym rajcuje się cała ta cywilizacja. Bo człowiek musi być wolny, pracujšcy i kulturalny, wierzšcy albo głęboko niewierzšcy. Co mnie to obchodzi? Kultura, od czasów rewolucji francuskiej, każda kultura, jest propagandš. Idee, reklamy, handel. U mnie Derrida wieżutki! Myli sezonu dla międzynarodowych idiotów kawiarnianych* sprzedajš!!! Tylko u nas otwarcie umysłu po trepanacji! Idejiki literackie, tanio! Po prenumeracie naszej gazety będziesz jak Gombrowicz z rocznš gwarancjš!
Albo kicz, albo mierć. Kicz jest przytulnym zakštkiem bezpieczeństwa. Wokół kiczu okrucieństwo, groza prawdziwy obraz, dobry wiersz. Zobaczyć rzeczywistoć to zobaczyć okrucieństwo. Pokazać, co się zobaczyło, to już kicz, ale kim ja jestem?
_________________
* Paryskie bistra rozkwitajš jesieniš. Przycišgajš wiatłem, ciepłem, oparami kawy.
Café cr?me, café noisette, un verre de pastis; dla mnie kawa i beaujolais. Dlaczego nic nie mówisz, milczysz i milczysz, zagapiony w stygnšcš kawę?
Jonatan jęknšł Wolfgang co chcesz, żebym mówił? Krzyk jest nieprzekładalny na żaden z języków.
O, przepraszam. Jonatan wycofał się za płachtę Le Monde.
Wolfgang ociekajšcym parasolem rozdłubywał stosy niedopałków na podłodze.
Straciłem wiarę. Przygwodził tlšcego się peta.
Jonatan, nie wysuwajšc głowy zza gazety, umiechnšł się. Ty, katolik, straciłe wiarę? Nie żartuj, chrzecijaństwo jest tak skonstruowane, że dzięki Trójcy więtej, nawet gdy przestaniesz wierzyć w Boga, zostaje ci jeszcze Duch więty i Chrystus ręka zza gazety sięgnęła po filiżankę.
Opowiadaj dalej, całš Biblię z przystawkami, mam czas.
Bóg nazywany jest Cierpliwym, ale ja tracę do ciebie cierpliwoć. Jonatan rzucił gazetę. O co chodzi? Staram się ci pomóc, a ty z pretensjami.
W czwartek mam spotkanie z Bebš, wyżebrane telefonami, kwiatami, listami. Ona chciała miesišc odpoczšć. Przestała chodzić do Kabaretu, siedzi zamknięta w swym wyłożonym aksamitem i zdjęciami mieszkaniu. Wydaje mi się, że ona tam mruczy, drapišc aksamit, i ledzi mnie w ciemnociach kocimi oczyma. Koty przystajš na ulicy, patrzš na mnie.
Przypadek.
Nie ma przypadków*. Znasz się trochę na fizyce? Mój znajomy z Heidelbergu, fizyk małych czšstek, przysłał mi wzór na przypadek. Dadzš mu pewnie Nobla. Wolfgang wyjšł z kieszeni spodni pomiętš kopertę. Dzisiaj dostałem od niego ten list, nie ma przypadków. Rozprostował zgniecione kartki zapisane wzorem. Musisz wyjć od zdarzenia poprzedzajšcego tak zwany przypadek, nazwijmy go ?1. Skoro ?1 poprzedza ?2, to:
[rys.4]
Więc zdarzenie ?2 należy zróżniczkować przez czas trwania tego samego procesu w warunkach próżniowych (zakładajšc, że grawitacja G jest równa czwartej potędze przyspieszeń równoległych i bioršc pod uwagę algebraicznš fermentację sekundy)
[rys.5]
Otrzymujemy logarytm
[rys.6]
Rozumiesz, nie ma przypadków, koty na mnie patrzš, straciłem wiarę. Już dzwony i dzwoneczki nie będš poganiać mojej duszy.
Słuchaj Jonatan odłożył kartkę ze wzorem na stertę gazet wiat jest tak stworzony, że żadna cegła, żadna galaktyka ani wzór nie mogš cię zmusić do wiary, i tu masz rację, w tym nie ma przypadku, bo jest wolnoć. Stop zatrzymał się Jonatan. Ty jeste poeta, nie filozof, więc inaczej: nie ma nauki o pięknie, bo piękna można się tylko domylać, nie sposób go zdefiniować. Tak samo z wiarš, która jest domylaniem się Boga przez nas lub przez niego samego i żaden wzór nie potwierdzi tego domylania ani go nie obali. Miałem nadzieję, że miłoć do Beby pozbawi cię złudzeń, że zobaczysz, jak naprawdę skonstruowany jest wiat. Złudzeniem jednak okazała się twoja wiara, dlatego boję się, że złudzeniem okaże się także twoja miłoć.
Czy ty czasem nie miewasz wrażenia, Jonatan, że ten twój Bóg nas nie tylko kocha, ale i pierdoli?
Jeste pijany, nie wiesz, co mówisz.
Doskonale wiem, co mówię, co najmniej w dwóch językach mówię to samo i powiem ci, że moja miłoć do Beby nie jest złudzeniem. Czarna, ogromna renica kawy falujšca w obtłuczonej filiżance zabłysnęła ironicznie. Moja miłoć ma jedynš, najpiękniejszš twarz Beby.
Jonatan zachichotał.
Po hebrajsku słowo twarz jest zawsze w liczbie mnogiej, phanim. Nie miej złudzeń, nikt nie ma jednej twarzy. Nie jestem, który nie jestem, znaczy to samo co Jestem, który jestem, lecz o tysišcu twarzy. Id, id do swojej Beby namawiał Wolfganga patrzšcego niecierpliwie na zegarek stworzonej na obraz i obrazę…
Wolfgang podał kelnerowi dziesięciofrankówkę i wyszedł z bistra. Jonatan popatrzył na zaparowane lustro nad kontuarem. Co najmniej dwie twarze pomylał zamykajšc oczy.
_________________
*Nieprzypadkowo za kręgiem polarnym żyjš nietoperze albinosy; bialutkie, czyciutkie. Sš prawie niewidoczne w jasne polarne noce, gdy najedzone po jesiennym polowaniu zasypiajš otulone niegiem. Nietoperze albinosy polujš na zielone muszki. Oko opatrznoci ma też zielony kolor. Nie żeby miało jeszcze na co nadzieję, jest zielone, bo taki kolor majš dolarówki, z których łypie oprawione w stożek piramidy. Piramida jest jednym z symboli masonerii. Masoni wznoszš nie tylko piramidy, ale i wištynię. Majš nawet jej dokładny plan; na lewo lewa kolumna, na prawo prawa. Kociół nie lubi masonerii, pewnie dlatego, że nie każdy, kto buduje wištynię, do niej chodzi. Ja chodzę do Samicy, wyprowadziła się nareszcie ode mnie. Pokochałem jš za to. Najpierw zamieszkała w obskurnym arabskim hotelu na ulicy Montorgueil; niedomykajšce się okna, zardzewiałe rury, podarte tapety, zarwane łóżka. Będę mieszkała w tym hotelu i czekała na ciebie. Ty będziesz przychodzić nocš, opowiadać, co widziałe pięknego i strasznego. Będę cię z tego rozgrzeszać. Jakie to romantyczne. Pić będziemy u Irlandczyków, mam zniżkę w ich knajpach za płacenie składek na IRA. Nic nie szkodzi, że nie jeste moim pierwszym facetem, bšd moim ostatnim, jestem w cišży. Samica była w cišży, oczywicie urojonej, tydzień. Obnosiła macierzyńsko wypięty brzuch po Kabarecie i starała się wyglšdać jak Madonna. Była piękniejsza, zaczęła o siebie dbać. Kilka razy dziennie myła zęby. Kupiłam specjalnš pastę z dwoma tubkami. W jednej pasta do czyszczenia zębów i dzišseł przed minetš, w drugiej po. Umiechajšc się przymilnie, Samica odsłaniała starte do białoci kły.
[rys.7]
Samica ma piękne nogi, długie umięnione łydki i twarde uda. Goršcym woskiem zrywa z nich najmniejsze włoski i puch. Wyrwana sierć Samicy na wystygłych odlewach mlecznego wosku jest dla mnie czym wzruszajšcym aktem oskubania z samej siebie.
Jonatan ma cudownie melancholijne oczy, Beba jędrnie zaokršglone łechtaczki, pšsowiejšce jak zawstydzone policzki. U Wolfganga najładniejsze sš usta. Gdyby na wiecie żyli ludzie, po których byłoby widać, od jakiej częci ciała zaczęło się ich stwarzanie: na przykład ludzie o pięknych ustach, im dalej od ust, tym nawet nie brzydziej, ale mniej konkretnie; ładny nos, normalne oczy, nieproporcjonalne ręce, pojawiajšce się i znikajšce nogi. Ludzie o zgrabnych pępkach mieliby niedokończone usta i kolana, rozpływajšce się w przestrzeni oczy.
Brzuch Samicy oczywicie nie urósł. Wolfgang napisał dla niej z tej okazji wiersz-przypowieć: Złe działanie gonad płciowych prowadzi do cišży pozamózgowych.
Dzisiaj mamy 11712 dzień od narodzin Giugiu. Ja, Giugiu, jadę z zatęchłego Paryża do Toskanii. Gdy minę Lyon, wywlokę się zmęczony po pięciuset kilometrach drogi i padnę na trawę przy parkingu. Ziemia na południe od Lyonu pachnie tak pięknie lawendš i słońcem, że ma się ochotę z niš całować. Tam zaczyna się Południe. Zostawiam cię, oblizana deszczami, zamarznięta Północy.
Mógłbym polecieć samolotem do Pizy, stamtšd dalej pocišgiem, ale nie lubię lotnisk z ich atmosferš sali bankietowej i stypy zarazem. więta ziemia, co nas nosi, więta ziemia, co nas znosi i po niej toczyć się będę do Toskanii, do Pietrasanta. Tuż po przekroczeniu granicy, we włoskim sklepie z częciami zamiennymi Fiata, karteczka: Mówimy po francusku i niemiecku oprócz poniedziałków. Jestem nareszcie u siebie, w Pietrasanta, gdzie mam pomalować kociół zamieniony w muzeum sztuki. Ładny czternastowieczny gotyk. Zdejmę ze cian tynk, żeby odsłonić biały, toskański kamień. Zamaluję szeć kolumn oddzielajšcych nawy. U samego dołu, przy posadzce będš rysunki dzieci, wyżej malarstwo aborygenów i neolityczne ciepłe sepie i ochry niby z Lascaux. Potem greckie rysunki, freski pompejańskie, romańskie, gotyckie. Rafael, rembrandtowskie cienie, aż po impresjonistów i cały dwudziesty wiek. Na samej górze wolne miejsce, niech za pięćdziesišt lat domalujš swoje najnowsze pięknoci. Oskrobane ciany sš dobre na tło do rzeb. Nie sšdzę, żeby wystawiali obrazy. Gdyby umarł z nudów ostatni rzebiarz, będš w Pietrasanta wystawiać Santo Bottero, Bottero, Bottero napuchnięty tłuszczem, chluba miasteczka.
Po co obtłukiwać, rzebić kamienie*? Nie lepiej byłoby wybierać w Carrarze najładniejsze kawałki marmuru i podziwiać ich kolor, zmiażdżone warstwy odcieni.
Usišć na rynku w Pietrasanta, zamówić goršcš czekoladę, gęstš, oleistš. Wolfgang mówi po każdym moim powrocie z Włoch, że przytyłem rozjadłe się. Trudno się nie rozjeć, kiedy jedzenie we Włoszech jest dziełem sztuki, a ja artystš. Barokowe zwoje spagetti, boskie proporcje szynek. Jestem malarzem wchłaniajšcym kolory, smaki, a nie zakonnikiem skubišcym pod koniec mszy opłatek. Przecież dobry Bóg nie miałby nic przeciwko temu, żeby zakonnicy skosztowali wszystkich jego darów. Do kamiennego ołtarza przykrytego białym obrusem ministranci przynosiliby wino i chleb. Potem półmiski z pieczeniami, sosami, kiełbasy, makarony. Ksišdz by jadł, jadł. Przezroczyste plamy tłuszczu spływajšce mu z brody sšczš się na obrus. Ministranci przynoszš kopiaste miski owoców, serów. Ksišdz rozrywa chrzšstki opieczonych na złoto kurczšt, przeżuwa cięgna. Gryzie dojrzałe brzoskwinie, ich lepki sok cieknie mu po palcach na ornaty. Słychać mlaskanie i bulgot wina. Wierni patrzš w nabożnym skupieniu na zastawiony butelkami i półmiskami ołtarz, wdychajšc zapachy potraw. Prawdziwa uczta, nie jakie tam symboliczne cmokanie nad pustym kieliszkiem czy wafelkiem. Zużytymi symbolami też się dotrze do wiecznoci, tyle że o wiele dłużej, jak zjechanymi końmi. Znak krzyża krelony rękš w powietrzu, to niech spłynie z niego krew. Ministrant podsuwa księdzu złoconš miseczkę do obmycia palców. Kosze pełne resztek ustawiono na schodach przed ołtarzem. Ksišdz najadł się i pobłogosławił parafian podchodzšcych do koszy, by uszczknšć smakowitej pieczeni, wyssać szpik. Sytoć i błogostan. Muzyka organowa; andante, allegro, amen.
_________________
Wieżę Babel zbudowano z cegieł na wzór innych zigguratów. Jako że była najwyższš z wież, jej szczyt roztopiło babilońskie słońce. Wiatr postrzępił lawę spływajšcych cegieł w języki szepczšce słowa wszystkich narodów Ziemi. Ciało wieży stygło nocš, a tysišce żywych języków modliło się i zapewniało, że tego, czego nie ma, nie da się powiedzieć, żeby nie kompromitować bytu bełkotem.
[rys.8]
Prawdziwy projekt Wieży Babel
_________________
Modlitwa i religia powstały jesieniš rozmylał Jonatan, przeskakujšc kałuże. Listopadowe słońce było zaledwie kroplš ciepła nad chłodnym miastem. Wiatr zamieniał się w deszcz, deszcz w zmierzch. I stało się po żniwach, iż przyniósł Kain ofiarę Panu z owocu ziemi. Jesień jest najpobożniejszš porš roku Jonatan, nie chcšc zdejmować nasiškniętego deszczem filcowego kapelusza, schronił się do metra. Ciepłe, duszne powietrze podziemnych korytarzy suszyło zawilgoconych przechodniów. Żebracy wystawiali na pokaz kikuty ršk, pozawijane cuchnšcymi szmatami okaleczone nogi. Jonatan wyjšł z portfela złoty kršżek dwudziestofrankówki i wrzucił go do miski pišcego kloszarda, nie przestajšcego przez sen wycišgać proszšco ręki.
Miska żebraka jest naczyniem na miłosierdzie. Trzeba jš napełniać, bo nadejdzie czas, gdy nie będzie biednych i nie będzie można wiadczyć im dobra. Szukać się będzie żebraków, żeby obdarować ich złotem, klejnotami, lecz oni zniknš na zawsze, kiedy skończy się czas próby i czas miłosierdzia. Ludzie stajš się martwi, gdy umiera w nich dobro. Dla Wolfganga Bóg umarł. Taka myl na pewno nie była Mu obca, skoro zostawił po sobie dwa Testamenty, ale bez przesady, duch jest wieczny. Najlepszym dowodem na to, że Bóg jest Duchem Idealnym, nieskalanym realizmem materii, sš jego przykazania: Nie kłam; Nie kradnij; Nie cudzołóż. Gdyby Bóg był chociaż odrobinkę bardziej realistš, zamiast dziesięciu przykazań zostawiłby jedno: I nie czyń zła ponad potrzebę. Ludzie zawsze będš li. Taka jest ich natura. Jedyne, co można im powiedzieć, to żeby nie czynili więcej zła, niż to jest konieczne.
Wagony metra zachrzęciły w tunelu. Jonatan przystanšł na krawędzi pustego peronu, zakołysał się w przód i w tył.
Nie jest złem miłoć. Rachi miał rację i Zohar też; Adam poznał cielenie Ewę jeszcze w Raju, po zjedzeniu owocu z drzewa. Ibn Ezra dowodził, że pierwszy raz mężczyzna poznał kobietę po wygnaniu z Raju, co znaczyłoby, że seks jest grzeszny. Ibn Ezra mylił się. Miłoć jest poza dobrem i złem, jest jednym z kwiatów Edenu. Prawdziwe szczęcie jest w… Jonatan wszedł do wagonu, zasunęły się za nim drzwi.
_________________
* Wolfgang, nie zważajšc na deszcz, kršżył między Chabanais i Palais Royal, szukajšc miejsca, gdzie mógłby spędzić godziny dzielšce go od spotkania z Bebš. Mijajšc oszklone pasaże, przyglšdał się wystawom. Zauważył, że dzięki umytym szybom ludzie w knajpach wyglšdajš czyciej. Z Pasażu Choiseul wrócił na Chabanais i zszedł do zamkniętego Kabaretu. Usiadł na schodach. Tabliczka przymocowana obok okutych drzwi wieciła złotymi literami: Kabaret Metafizyczny czynny codziennie od 23.00 do 6.00.
Wiedział, że drzwi nie sš zamknięte, nie da się zamknšć nocy. Słyszał wyciszonš muzykę przerywanš głonymi solówkami perkusisty. Muskularny, wytatuowany perkusista okładajšcy pięciami bębny, wpadajšcy w ekstazę po każdym łomocie, zwierzył mu się kiedy, dlaczego wybrał włanie perkusję.
Jestem silny facet mówił, popijajšc whisky z butelki. Skrzypce, akordeon, to dobre dla delikatniaczków. Muzyka jest wszędzie, trzeba jš wytrzepać z pudła, wyszarpać ze strun, pogonić smyczkiem. Uderzył pięciš w bęben. Słyszysz?
Wolfgang przeglšdał zeszyt zapisany poematami Nie gód w ego bliniego swego, znajd do tego co lepszego przeczytał na głos. Wiersz przypomniał mu wieczór, gdy go zapisał. Kłótnię z Bebš; jej miech, jego łzy: Co tobie do mnie? Do mojego życia, do moich clitoris? Chciał się wtedy zabić, napisał haiku ledwo co widzšc litery przez załzawione oczy; Haiku na lewš rękę: Niech twoja prawica nie wie, co czyni lewica, tnij żyły i niech nie wie ten, co czyni.
Schody do Kabaretu mierdziały butwiejšcym drewnem. Zielony dywan miał wszystkie odcienie brudu. Wolfgang podniósł się i wyszedł znowu na ulicę. Idšc wzdłuż kałuż, cieków, doszedł do baru przy ulicy Vivienne. Niska knajpa z czasów Napoleona zachowała urok przeszłoci i umiarkowanych cen. Wolfgang osunšł się na wygodnš kanapę. Z kieszeni zdjętej kurtki wypadły, brzęczšc, pienišdze. Schylajšc się po monety, doznał olnienia ich blaskiem i oczywistociš: Dzięki mojej wrażliwoci mogę pisać, ale nie mogę przez niš żyć. Chciał trwać na zawsze przy tej myli, na kolanach, pod rzebionym stołem zagarniajšc metalowe kršżki kraju zwanego douce France.
Czego pan sobie życzy? Rytualne pytanie kelnera zabrzmiało dla niego dwiękiem antycznej zagadki. Wynurzył się na powierzchnię, ponad stół i przykładajšc monetę do oka, poprosił o zamienienie jej na kieliszek czerwonego wina. Przy stoliku obok siedziała piegowata dziewczyna czytajšca Henry Millera. Jej polakierowane paznokcie wbijały się w sinš okładkę ksišżki. Rozmawiajšc z kelnerem, wypisywała pocztówki do Les Etats Unis.
Za Henry Millera, paryskiego przewodnika dla zagubionych Amerykanów. Wolfgang wzniósł milczšcy toast. Czy jak bohaterka ksišżki Millera cišga majtki, to po to, żeby pokazać jego jaja? Zastanawiał się nad sensem obdarowywania pisarzy cechami ich literackich postaci. Nieważne, bzdury. Jonatan ma rację, ważna jest tylko miłoć do Beby, nic innego…
Punktualnie o 22 stanšł przed jej drzwiami. Zanim zdšżył nacisnšć dzwonek, drzwi się otworzyły. Na tle ciemnego przedpokoju ukazała się Beba w krótkim fioletowym peniuarze, odsłaniajšcym uda cinięte czarnymi podwišzkami. Wolfgang przypomniał sobie, że nie przyniósł kwiatów, wina, czekoladek. Szedł za Bebš prowadzšcš go do salonu.
Proszę przyjšć ten wiersz. Podał jej wyrwanš z zeszytu kartkę. Dedykuję pani moje wiersze i cały wiat.
Wina? Whisky? Przycišgnęła do siebie hebanowy barek. Na kolację będš ostrygi, więc może lampkę szampana?
Jest pani tak ładnie ubrana patrzył na migocšce jedwabie i koronki że mam ochotę paniš rozebrać.
Ależ proszę bardzo. Beba strzšsnęła z ramion luno zawišzany peniuar.
Wyglšdała jak na scenie Kabaretu*. Wolfgang wiedział, że powinien teraz, naladujšc konferansjera, zwišzać jej ręce. Podszedł do Beby i pocałował jš w dłoń. Beba położyła się wygodnie na kanapie, rozchylajšc nogi. Łechtaczki sterczały gotowe do przedstawienia orgazmu stereo.
Od miesišca mam wakacje powiedziała, leniwie się przecišgajšc. Może zechcesz zrobić to sam? delikatnie podrapała się w obnażony brzuch.
Wolfgang uklęknšł przed niš i zaczšł delikatnie całować nabrzmiałe łechtaczki. Patrzšc na przedstawienia w Kabarecie, zawsze się zastanawiał, która z łechtaczek jest dodatkowa. Teraz wcałowujšc się w Bebę, nie miał wštpliwoci, że dodatkowa jest ta górna, większa. Twardniejšc, rozchylała mu wargi, próbujšc się dostać do ust. Beba przymknęła oczy. Każde uderzenie językiem w olbrzymiejšce łechtaczki wydobywało z niej jęk przypominajšcy bełkotliwš probę. Wolfgang lekko gryzł górnš łechtaczkę. Beba wbiła mu paznokcie we włosy, im mocniej jš gryzł, tym głoniej krzyczała, płakała, aż w końcu wyplštała palce z jego włosów i odrzuciła do tyłu ręce jak na scenie. Wolfgang, gryzšc Bebę, czuł dreszcze jej spazmów. Jeszcze jedno mocniejsze ugryzienie, zachłynięcie rozkoszš i odgryziona łechtaczka potoczyła się w głšb jego gardła. Okrzyk ulgi nieprzytomnej Beby pozwolił mu zrozumieć, że była szczęliwa, przełknšł więc odgryziony strzępek. Wymazany krwiš całował jej wijšce się z rozkoszy ciało.
Nie chcę być dziewicš rzęziła nie chcę.
Wolfgang z trudem oderwał się od Beby, nigdy nie widział jej tak przerażajšco pięknej. Wyszedł szybko do kuchni, wrócił trzymajšc w zaciniętej dłoni krótki nóż do ostryg. Całujšc Bebę znalazł w niš nowe wejcie, ostrożnie nacišł skórę między dziewiczš vaginš i anusem. Krwawišca, zapłakana Beba przytuliła się do Wolfganga, łkajšc. Gdybym nie spotkała ciebie, nie spotkałabym siebie. Kocham cię, kocham.
_________________
* Tydzień póniej przyszli razem do Kabaretu. Ona w szarej, perkalowej sukience, ciskajšc lakierowanš zniszczonš torebkę, wspierała się na jego ramieniu. Nerwowo odrzucała z oczu wyblakłš grzywkę przeszkadzajšcš patrzeć zakochanym wzrokiem na Wolfganga. Dosiedli się do Jonatana. Publicznoć rozpoznała w poszarzałej, ociężałej Bebie swš gwiazdę.
Beba! Beba! bywalcy Kabaretu domagali się spektaklu.
Wolfgang umiechnšł się porozumiewawczo do Beby i zniknšł za kulisami. Po chwili wyszedł na scenę ubrany w smoking, czarne koronkowe pończochy i bawišc się cylindrem zapiewał:
Ich bin von Kopf bis Fu?
auf Liebe eingestellt
denn das ist meine Welt
und sonst gar nichts.
(Od stóp do głowy jestem stworzona dla miłoci to cały mój wiat i nic więcej się nie liczy.)
Znieruchomiały za stołem Jonatan patrzył na pobrzydłš Bebę. To nic, to nic uspokajał sam siebie. Wolfgang grajšcy Błękitnego Anioła, odgryziona łechtaczka, koniec sztuki, to nic, to sielanka metafizyczna. Naprawdę jest o wiele gorzej.
Paryż-Pietrasanta
lato 95